środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 34

Notka pod Rozdziałem!

"Oczami Melisy"

Ciepłe promienie słońca obudziły mnie, padając na moją twarz. Jest grudzień, a ja prawie cały czas śpię. Lekarz powiedział, że to normalne w trakcie ciąży, a zwłaszcza jej końcówki. Po za tym, że spałam niczym... Właściwie sama nie wiem co, tak czy siak, chodzi mi o to, że ciąża przebiegała sprawnie bez żadnych komplikacji i wbrew stereotypom nie miałam jakiś dzikich zachcianek żywieniowych, a nawet nie przytyłam zbyt wiele, zaledwie parę dodatkowych kilogramów, a to już dziewiąty miesiąc. Myślę, że wszystko to znosiłabym lepiej, gdybym nie była taka osamotniona. Co prawda miałam Katy, ale ona miała swoje życie,pracę i Josh'a, którego kocha. Swoją drogą, to Josh wiedział o tym, że jestem w ciąży, o tym, że ojcem dziecka jest Niall oraz o naszym układzie. Nie powiedziałam mu specjalnie. Po prostu jednego razu postanowił zrobić niespodziankę Katy i przyjechać na dwa dni, kiedy mieli przerwę, między koncertami, a ja niczego się nie spodziewając, otworzyłam drzwi. Musiałam go przekonać, żeby nie mówił o niczym Niall'owi i reszcie, a warunek był taki, że muszę mu wszystko opowiedzieć. Oczywiście tak jak swoja dziewczyna, nie popierał mojej decyzji, ale zgodził się zachować mój sekret. Dzięki temu miałam świeże informacje o moich przyjaciołach, te prawdziwe. Trochę dziwne było dowiedzenie się o zaręczynach El i Louis'a, nie od nich, a od Josh'a i Katy, ale nic nie mogłam na to poradzić i po prostu cieszyłam się ich szczęściem, chociaż nie mogli tego zobaczyć.
Podniosłam się z pozycji leżącej i chwyciłam do ręki album ze zdjęciami, ten sam, który dziewczyny podarowały mi i Niall'owi na zeszłoroczne święta. Przez ostatnie miesiące to i mój odtwarzacz ze zgraną na niego naszą piosenką, były u mnie na porządku dziennym, podobnie jak spływające łzy. Codziennie patrzyłam na zdjęcia moje i Niall'a i prawdę mówiąc, sama się tym katowałam, ale nie umiałam inaczej, to było dla mnie jak narkotyk. Tak bardzo za nim tęskniłam, za nimi wszystkimi. Wiem, że chcieli mnie szukać, nie jednokrotnie, ale Niall stanowczo im zabraniał, zgodnie z moją wolą. Wiedziałam, że dotrzyma słowa, tak jak zawsze. Josh nie raz namawiał mnie z Katy, żebym wróciła, porozmawiała z Horan'em i dała temu dziecku prawdziwy dom, ale ja ich za każdym razem zbywałam, mówiąc, że tak będzie lepiej, dla nas wszystkich. Mówiłam tak, chociaż sama w to nie wierzyłam, dla mnie liczyło się tylko szczęście Niall'a i w moim mniemaniu to koncertowanie nim było. Nie umiałabym mu tego zabrać.
Podniosłam się z łóżka i wgramoliłam do łazienki, żeby wziąć prysznic i załatwić swoje potrzeby fizjologiczne, które w okresie ciąży się nasiliły. Głupio brzmi. Chodzi mi o to, że często chce mi się siusiu, a ta mała fasolka w moim brzuchu naciskając na mój pęcherz mi nie pomaga. Po prysznicu, wysuszeniu włosów i spięciu ich w luźnego koka, wyszłam z łazienki, żeby wrócić do pokoju po ubrania. Nie nakładałam makijażu, nigdzie nie wychodziłam, a po za tym, jak to powiedziała Katy, promienieję i to mi tylko przeszkadza. Oczywistym wyborem okazały się być granatowe getry, biały top i turkusowy sweter, który kiedyś był luźny. Po ubraniu się i założeniu ciepłych skarpet, udałam się do kuchni, żeby zrobić sobie kanapki i herbatę. Podczas przygotowywania posiłku, którego już nie mogłam tak jak wcześniej pominąć, w mieszkaniu panowała zupełna cisza, ponieważ Katy z samego rana pojechała załatwiać jakieś sprawy dla swojego szefa.
Usiadłam na kanapie w salonie i włączyłam telewizor. Wiedziałam, że i tak nie znajdę nic ciekawego w piątkowy ranek, ale musiałam czymś zająć czas. Trafiło na końcówkę jakiejś komedii, po której rozpoczęły się wiadomości. Wiadome było, że powiedzą coś o bitwach na Ukrainie i niecnych planach Rosji oraz ataku na jedną z afrykańskich wiosek. Ostatnią rzeczą o jakiej mówi, było oblężenie stadionu w Londynie, z powodu jutrzejszego, ostatniego już w tym roku koncertu One Direction. Pokazywali również zdjęcia chłopaków z fanami, kiedy wyszli do nich. Widziałam zdjęcie Niall'a, uśmiechał się, ale w jego oczach widziałam smutek i niejednokrotnie słyszałam już, że to ja jestem tego powodem. Szybko odpędziłam te myśli i otarłam łzy z moich policzków, przełączając na inny kanał. Czekał mnie długi dzień spędzony na leżeniu na kanapie i oglądaniu powtórek durnych seriali. Dzień jak co dzień.
~~~~~~~~~~~~~~~~
Obudził mnie mocny skurcz. Musiałam przysnąć w trakcie oglądania jednego z tych durnych seriali komediowych. Czasami mi się to zdarzało, a później budził mnie skurcz, może nie aż tak silny jak tym razem, ale to nic nowego. Podniosłam się do pozycji siedzącej i wyłączyłam telewizor, uprzednio sprawdzając godzinę. Informacja o tym, że nadchodzi pora lunchu pobudziła mój żołądek do burczenia, więc podniosłam się z kanapy i poszłam do kuchni, żeby sobie coś przygotować. Tak to właśnie wyglądało. Wstawałam, jadłam, oglądałam, spałam, jadłam, spałam, jadłam, oglądałam telewizję z Katy i znowu spałam. 
Kiedy kroiłam marchewkę, ponownie dostałam skurczu, a jakieś dziesięć minut po tym kolejnego.
- Nie fasolko. Błagam cię, nie teraz, jeszcze nie teraz.- mówiłam, gładząc brzuch.
Może przesadzałam, bo przecież to mogły być tylko zwykłe, nic nieznaczące skurcze, ale to dziecko jest dla mnie zbyt ważne, żebym ryzykowała, więc ubrałam się ciepło i wyszłam na korytarz, żeby zapukać do drzwi na przeciwko. Po chwili drzwi się otwarły, a moim oczom ukazał się wysoki brunet, Lenny. Był przystojny, ale nie w moim typie, a po za tym moje serce było zajęte, a on gra w tej samej drużynie co ja, jeśli wiecie o co mi chodzi.
- Cześć Mel. Stało się coś?- zapytał z uśmiechem na ustach.
- Hej Lenny. Nie jestem pewna, ale mógłbyś mnie zawieść do szpitala?
- Jasne, poczekaj tu chwilkę, ubiorę się i wezmę kluczyki.
- Ok.- powiedziałam, a zaraz po tym przyszła kolejna dawka skurczy, przez co zgięłam się w pół, a Lenny mocno się wystraszył.
- O mój Boże! Wszystko dobrze?- panikował, podtrzymując mnie za ramię.
- Tak, tylko pośpiesz się. Proszę.
- Dobrze. Daj mi chwilkę, zaraz będę.
Oparłam się o ścianę obok drzwi, czekając na szatyna. Termin wypadał na przyszły tydzień i to na serio był pewnie fałszywy alarm, ale wcześniej mi się to nie zdarzyło. Cieszyłam się, kiedy Lenny pojawił się w drzwiach, zamknął je i pomógł mi wyjść z budynku oraz wejść do samochodu.
- Jak się czujesz?- zapytał po raz kolejny szatyn.
- Lenny, przestań mnie o to pytać. Czuję się dobrze, ale mam zbyt często skurcze. Zadzwonię do Katy.
- Dobrze. Przepraszam.
Uśmiechnęłam się do niego tylko, po czym wyjęłam telefon i wybrałam numer do przyjaciółki.
- Hallo?
- Cześć Katy.
- Mel? Stało się coś?
- Nie jestem pewna. Lenny wiezie mnie do szpitala. Mam mocne skurcze i często się powtarzają.
- Jasne. Nie mogę się teraz wyrwać, ale jeżeli to nie jest fałszywy alarm, to masz do mnie zadzwonić.
- Dobrze.
- Trzymaj się mała.
- Będę.
Rozłączyłam się i schowałam telefon z powrotem do kieszeni kurtki.
- Mogę cię o coś zapytać?- odezwał się niepewnie, po chwili Lenny.
- Jasne, wal śmiało.
- Gdzie jest ojciec dziecka?
- Cóż. To jest dość skomplikowana sprawa.- zaśmiałam się
- To znaczy?
- On ma cudowne życie, ale dziecko nie jest mu potrzebne.
- Zostawił cię?
- Nie. On po prostu nie wiedział o tym, że jestem w ciąży, zniknęłam zanim można było się czegoś domyślić.
- Ale dlaczego?- nie ustępował.
- Tak będzie dla niego lepiej. Kocham go i najważniejsze jest dla mnie jego szczęście.
- Skąd możesz wiedzieć, że tak będzie dla niego lepiej?
- Lenny daj spokój. Nie mogę tego wiedzieć, ja tak uważam i tak robię. To nie jest dla mnie łatwe, ale tak wybrałam.
- Uważam że źle robisz.
- To nie jesteś pierwszy.- przewróciłam oczami, żeby po chwili ponownie się skulić, z powodu skurczu.- Jak długo jeszcze?
- Za pięć minut będziemy.
~~~~~~~~~~~~~~~~
- No i co doktorze?- zapytałam, kiedy lekarz długo się nie odzywał, przeprowadzając badanie usg. Po godzinie moje skurcze się nasiliły.
- Dziecko w końcu ułożyło się prawidłowo, główką w dół. Dodatkowo skurcze pojawiają się co pięć minut.
- Co to znaczy?
- To znaczy, że przygotowujemy cię do porodu i już dzisiaj zostaniesz mamą. Zaraz przyjdzie tu pielęgniarka i ci pomoże oraz przygotuje to łóżko.
- Rozumiem.
- Świetnie, do zobaczenia za niedługo.- uśmiechnął się do mnie, po czym wyszedł z pomieszczenia, a ja chwyciłam telefon i zadzwoniłam do Katy.
- I co?- zapytała bez ceregieli.
- Będę rodzić. Za chwilę przygotują mnie i będę czekać, aż ta fasolka będzie chciała ostatecznie się ze mnie wydostać
- Dobrze. Nie wiem jakim cudem się tam dostanę, ale coś wymyślę i na pewno nie będziesz sama. W której leżysz sali?
- Pięćdziesiąt sześć. To na drugim piętrze, oddział położniczy.
- Jasne. Pamiętaj, żeby oddychać.
- Pa.- zaśmiałam się i rozłączyłam.
Nie mogłam uwierzyć, że to ma się właśnie stać. Poród to to czego się najbardziej bałam. Dlatego Katy wzięła dwa dni wolne wtedy, kiedy wypadał termin, żeby być przy mnie, ale jak widać maluszek miał inne plany niż ja. Jak zawsze.

"Oczami Josh'a"

- Dobra. To na 1,2,3 i...- mówił Sandy, podczas naszej próby dźwiękowej, ale dzwonek mojego telefonu mu przerwał. Wyjąłem urządzenie z kieszeni spodni i spojrzałem na ekran. Szeroko się uśmiechnąłem, widząc zdjęcie mojej dziewczyny.
-Sorry chłopaki, Katy dzwoni. Hallo?
- Josh, mam problem.- usłyszałem w jej głosie zdenerwowanie, przez co sam się spiąłem.
- Co się stało?
- Melisa będzie rodzić, jest w szpitalu, a ja po drugiej stronie miasta i są korki. Prędko tam nie dotrę, a ona nie może być teraz sama. Proszę cię, pojedź do niej.
- Jak to, już?! Przecież jeszcze nie termin.
- Wiem, ale dostała skurczy i Lenny ją zawiózł. Pojedziesz?
- Oczywiście. Nie będzie sama.
- Super, dziękuję ci kochanie. To sala pięćdziesiąt sześć, na drugim piętrze, oddział położniczy. Postaram się być tam jak najszybciej, ale chwilę mi to zajmie.
- Jasne. Do zobaczenia za niedługo.- rozłączyłem się, a telefon schowałem, po czym podniosłem się ze swojego miejsca i ruszyłem za kulisy.- Sorry chłopaki, ale próba musi poczekać. Wiecie może, gdzie jest Niall?
- Ale jak to? - zapytał Dan.
- Co ty odprawiasz Josh? Wracaj tu.
Chłopaki mnie jeszcze wołali, ale ja to po prostu zlekceważyłem. Znalazłem szybko garderobę i wszedłem do niej. Na kanapie siedział Zayn, Louis i Liam, ze swoimi dziewczynami i rozmawiali, przy stole Harry i Charlie przeglądali coś na laptopie, ale nigdzie nie widziałem osoby, której teraz potrzebowałem.
- Stało się coś Josh?- zapytał Lou.
- Tak. Gdzie Niall?
- Tu jestem.- odwróciłem się za siebie, żeby zobaczyć wchodzącego przez drzwi blondyna.- Co jest stary?
- Wiem gdzie jest Mel.- wypaliłem bez namysłu. Wiem, że obiecałem jej, że tego nie zrobię, ale do końca liczyłem, że zmądrzeje. Skoro to nie nastąpiło, to muszę wziąć sprawy w swoje ręce. Twarz Horan'a przybrała dziwny wyraz.
- Nie chcę tego wiedzieć Josh.
- Ale...
- Nie! Ona nie chce być znaleziona. Nie rozumiesz?- wkurzył się, ale to tylko doprowadziło mnie od białej gorączki. Zacisnąłem pięści, po czym szybkim ruchem przygwoździłem Niall'a do pobliskiej ściany, trzymając go za kołnierzyk koszuli, którą miał narzuconą na biały T-shirt.
- Nie! To ty nie rozumiesz. Wiem co napisała w tym cholernym liście, ale to jest Mel. Znasz ją jak nikt inny i powinieneś wiedzieć, że to nie jest to czego naprawdę chce. Przestań zgrywać twardego, bo wszyscy i tak wiemy, że cholernie cię boli jej brak, a lepiej zawalcz o to co kochasz. Rozumiesz?!
Przez krótki moment, po tym jak skończyłem, mierzyliśmy się wzrokiem, a potem Niall odpuścił.
- Zawieź mnie do niej.
- Chodź. Mamy mało czasu- odsunąłem się od niego, oddając mu jego przestrzeń osobistą.
- Chwila!- krzyknęła Pezz.- Też chcemy jechać.
- Ale...
- Nie Josh! To nasza przyjaciółka.
- Dobra. Chodźcie.- uległem. Wiedziałem, że nie wygram, tak samo jak wiedziałem, że dostanę niezły opieprz od Mel.
Szybko wybiegliśmy z areny, na parking i wsiedliśmy do dwóch samochodów, jeden prowadziłem ja, a drugi Louis, któremu powiedziałem adres szpitala.
- Josh skąd wiesz, gdzie ona jest?- zapytał Niall po chwili ciszy.
- Mel cały czas była w Londynie.- zacząłem, wymijając zielonego forda, który leciał zdecydowanie za wolno.- Mieszkała u Katy. Pamiętasz jak raz w przerwie między koncertami chciałem zrobić jej niespodziankę i wróciłem tu na dwa dni?
- Tak.
- Wtedy się dowiedziałem, ale ona nie chciała, żebym cokolwiek mówił. Do samego końca liczyłem, że zmądrzej i wróci. Wiem też o waszym układzie.
- Wiesz?
- Tak. To był warunek tego, że nie pisnę ani słowem. Muszę przyznać, że tego bym się nie spodziewał, nie po tobie Nialler.- zaśmiałem się.
- Tak wyszło.
- Przepraszam. Może powiecie nam o co chodzi.- odchrząknął Liam, który jechał z nami z tyłu, razem z Danielle i Perrie.
- Nie jestem tym, od którego powinniście się dowiadywać o tym.- stwierdziłem.
- Dowiecie się, ale w odpowiednim czasie.- obiecał Niall.
- Czyli kiedy?
- Jeszcze nie wiem, ale spokojnie, to się stanie.
Przez resztę drogi, w samochodzie panowała kompletna cisza, a ja widziałem, jak Niall się denerwuje. Tupał nogą i co chwila przełykał ślinę. Zastanawiałem się, jakie myśli kłębią się w jego głowie. Wie, że jedziemy do szpitala, a ja wcześniej powiedziałem, że nie mamy dużo czasu. Myślę, że nawet na chwilę nie przeszło mu przez myśl, że za niedługo zostanie ojcem, a raczej same czarne scenariusze pojawiały się przed jego oczami. Kiedy zaparkowałem na podziemnym parkingu, a zaraz obok stanęło auto Louisa, wszyscy razem ruszyliśmy windą na drugie piętro, zgodnie z instrukcjami Katy. Z momentem otworzenia się drzwi windy, stanęliśmy na holu, z którego prowadziły trzy korytarze. Na tabliczkach obok napisane były numery sal znajdujących się na odpowiednim korytarzu. Szybko znalazłem właściwy przedział, i ruszyłem wzdłuż niebiesko-białych ścian. Już z daleka widziałem Lenny'ego siedzącego na jednym z krzeseł. Denerwował się. Katy mówiła mi, że był typowym wrażliwym gejem i świetnym kumplem.
- Hej Lenny.- przywitałem się z nim.
- Hej.
- To co się tam dzieje?
- Przed chwilą wszedł tam lekarz.
- Jasne.
Odwróciłem się za siebie. Wszyscy stali jak wryci w beton i przyglądali się mi i szatynowi. Zlekceważyłem to. Po chwili drzwi do sali na której była Mel, otworzyły się, a naszym oczom ukazała się młoda pielęgniarka. Lekko się zdziwiła, widząc nas.
- Wszyscy do panny Hepthon?- zapytała, a my zgodnie pokiwaliśmy głowami.- Nie mogę was tam wpuścić, tak więc, kto jest szczęśliwym tatusiem?
- Ja.- zgłosił się od razu Niall.
- W takim razie zapraszam.
Po chwili zostaliśmy już sami, a Niall zniknął za drzwiami sali.
- Ja już naprawdę nic nie rozumiem.- westchnęła Eleanor, opadając na wolne krzesło.
- Kim jesteś?- Harry zwrócił się do szatyna.
- Lenny.
- Ty jesteś powodem,dla którego Mel zniknęła? Jesteś jej chłopakiem?- zapytała Perrie.
- O mój Boże! Nie. Mel nie jest w moim typie. Jestem tylko sąsiadem Katy i przywiozłem ją tutaj.
- Oh. A jaki jest twój typ?- dopytywała się Danielle, zapewne domyślając się orientacji Lenny'ego.
- Taki z penisem.- wypalił szatyn, a my zaczęliśmy się śmiać, bo to było tak bezpośrednie, że nie można było inaczej. - Lepiej usiądźcie, to może chwilę potrwać.
Rzeczywiście usadowiliśmy się na krzesełkach stojących naprzeciwko sali, ale ja to sobie długo nie posiedziałem, bo po chwili pojawiła się Katy.
- Co wy tu robicie?
- Spokojnie Katy.- odezwałem się, podchodząc do niej.
- Przywiozłeś ich tu?
- Tak.
- Przecież jej obiecaliśmy.
- Wiem, ale musiałem. Ona tak naprawdę tego nie chciała i wiesz, że zrobiłem dobrze.
- No dobrze, może masz rację. Ale chwila. Dlaczego jesteś tutaj, a nie z Mel?
- Niall z nią jest.
- O mój Boże, ona nas zabije.
- Nie prawda. On jest teraz jedyną osobą, której Mel potrzebuje. A po za tym, skoro nie wyleciał stamtąd z hukiem, to znaczy, że wszystko w porządku. Usiądź i uspokój się. - mówiłem, gładząc jej plecy, podczas kiedy prowadziłem ją na wolne miejsce.
- Zgoda.- spojrzała w moje uczy, lekko się uśmiechając.- Jest w dobrych rękach, ale jakby co, to będzie na ciebie.

"Oczami Niall'a"

Wchodząc do tej sali cholernie się bałem. Nie wiedziałem, czego mam się spodziewać. Mogła różnie zareagować na mój widok. Myślę, że odetchnąłem z ulgą, kiedy zobaczyłem, że na mój widok oczy nie wyskoczyły jej prawie z gałek. Spodziewałem się czegoś, jak to że zacznie krzyczeć, że mam się wynosić, itp.
- Niall?- zapytała, jakby nie wierząc, że właśnie stoję obok jej łóżka i chwytam jej rękę w swoją dłoń, a drugą odgarniam niesforne kosmyki włosów, które wyleciały z jej koka i opadły na czoło.
- Spokojnie księżniczko. Jestem tu.- mówiłem, gładząc jej policzek, po którym po chwili zaczęły spływać łzy.
- Tak cię przepraszam.
- Nie masz za co. Po prostu nigdy więcej mi nie znikaj. Dobrze?- Dziewczyna pokiwała głową w odpowiedzi, a ja szybko pochyliłem się, żeby złączyć nasze wargi.- Kocham cię.- wyszeptałem.
- Ja ciebie też.- odpowiedziała mi szeptem, ale zaraz po tym z jej ust wydobył się krzyk, a ona się skuliła.
- No dobrze.- odezwał się lekarz, który miał przyjmować poród.- Myślę, że musimy zaczynać, bo ten maluch już chce się wydostać z twojego brzucha Meliso.- na jego słowa dziewczyna mocniej chwyciła moją dłoń, a ja wiedziałem, że się bała.
- Spokojnie kochanie. Jestem przy tobie. Razem damy radę.
- Zawsze.- powiedziała patrząc mi w oczy, po czym kiwnęła głową na lekarza, dając mu znać, że możemy zaczyna.
Wszystko trwało już prawie dwie godziny, a ja byłem bliski płaczu. Cała krew już dawno odpłynęła z mojej dłoni, którą ściskała Mel. Nie umiałem sobie wyobrazić bólu jaki musiała znieść. Bolało mnie serce, kiedy widziałem, jak jej twarz wykrzywia się z bólu, ona się kuli, żeby zaraz po tym opaść z powrotem na poduszkę, ciężko oddychając. Lekarz mówił, że wszystko idzie bardzo dobrze i powtarzał jej, że ma przeć i oddychać, a ja chciałem tylko, żeby już tyle nie cierpiała. Cały czas powtarzałem jej, że jest silna, że da radę i że mocno kocham ją i nasze dziecko. I może to nie było dla niej żadną pomocą, ale to jedyne, co mogłem zrobić w tym momencie. Widziałem uśmiech na twarzy lekarza, a zaraz po tym po całej sali rozniósł się donośny płacz dziecka. Odetchnąłem z ulgą.
- Gratuluję. To dziewczynka.- powiedział lekarz, podając dziecko jednej z pielęgniarek.
Mój wzrok powędrował na Mel, która przyglądała mi się z miłością wypisaną w  oczach i mogę przysiąc, że moje spojrzenie w tym momencie wyraża to samo. Chwyciłem jej zmęczoną, ale szczęśliwą twarz w soje dłonie i czule ją pocałowałem.
- Dziękuję.- powiedziałem, opierając swoje czoło o jej.
- Tak bardzo cię kocham Niall.- wyszeptała, składając ponowny pocałunek na moich ustach.
- Proszę.- oderwałem się od Mel i stanąłem naprzeciwko pielęgniarki, która trzymała umyte i ubrane już dziecko.- To bardzo zdrowa dziewczynka. Waży 3,750kg i przy wzroście 54cm. Dajemy jej 10/10 punktów. Gratuluję.- mówiła, przekazując mi maluszka, po czym odeszła.
Spojrzałem na jej twarz. Uważnie mi się przyglądała i była bardzo spokojna. Miała moje oczy i dołeczek w jednym policzku, ale nosek był w stu procentach odziedziczony po Mel.
- Witaj na świecie księżniczko.- powiedziałem, całując jej malutkie czółko.
- Mogę ją potrzymać?- odezwała się Melisa. Uśmiechała się, a w jej oczach tańczyły radosne iskierki. Podałem jej małą i objąłem ją ramieniem, całując jej czoło.
- Jest tak śliczna.
- W końcu to nasza córka.- wypaliłem, przez co Mel się zaśmiała.
- Nie mogę uwierzyć, że mamy razem córkę. To takie nierealne.- powiedziała, przyglądając się jej.
- Ale prawdziwe. To jak nazwiemy naszą córeczkę?
- Myślałam nad Isabell.
- Issie. Podoba mi się. Więc co powiesz na Isabell Ann Horan?
Szatynka odwróciła głowę w moją stronę, żeby móc na mnie spojrzeć z uśmiechem na ustach.
- Idealnie.- pocałowała mnie.
- Przepraszam.- wróciłem się do jednej z pielęgniarek.- Przed salą czekają nasi przyjaciele. Czy mógłbym pokazać im małą?
- Oczywiście.- jedna z nich posłała mi szeroki uśmiech.
- Wszyscy tu są?
- Tak, chłopaki i dziewczyny. To co? Mogę ją im przedstawić? Na pewno się niecierpliwią.
- Jasne.- powiedziała, podając mi delikatnie Issie.
Podszedłem do drzwi, a pielęgniarka je otworzyła, przepuszczając mnie, a następnie je zamykając. Na mój widok wszyscy zerwali się z krzeseł, które stały naprzeciwko i spojrzeli na mnie wyczekująco.
- A więc, przedstawiam wam Isabell Ann Horan.- oznajmiłem, szczerząc zęby w uśmiechu, a oni zaczęli krzyczeć i skakać jak wariaci.- Księżniczko, masz zgraję walniętych cioć i wujków.
~~~~~~~~~~~~~~~~
Dwie godziny później trzymałem Issie na rękach, leżąc na szpitalnym łóżku obok Mel, która opierała głowę na moim ramieniu i przyglądała się naszej córce. 
- Dalej to do mnie nie dociera.- powiedziała w pewnym momencie, podnosząc głowę, co spowodowało, że pytająco na nią spojrzałem.- Mamy razem dziecko. Co teraz będzie?
- Teraz postaramy się być świetnymi rodzicami.
- Czyli co? Na czym my stoimy Niall? Jesteśmy przyjaciółmi z dzieckiem?
- Nie księżniczko. Jesteśmy parą z dzieckiem.- uśmiechnąłem się do niej, po czym złączyłem nasze usta pocałunku, który ona pogłębiła. Odsunęliśmy się od siebie, kiedy do naszych uszu doleciał gwizd. Przy drzwiach stała czwórka chłopaków razem ze swoimi dziewczynami, a na ich twarzach gościły szerokie uśmiechy, kiedy się nam przyglądali.
- Cześć.- odezwała się Mel. Widziałem że była zdenerwowana. Widziała ich pierwszy raz od paru miesięcy, no może oprócz Katy i Josh'a.
- Tylko nie płacz kocie.- zaśmiała się Pezz, ale widziałem, że ona sama była temu bliska. Nie trwało to długo, zanim blondynka podbiegła do łóżka i przytuliła do siebie Mel, a z ich oczy wypłynęły łzy.
- Tęskniłam.- wychlipała szatynka.
Zaraz po Perrie, Melisa została oblężona przez resztę osób będących w sali. I oczywiście każda z dziewczyn płakała, a ja tylko dziwiłem się, jak to możliwe, że Issie nie płacze, a jedynie ze spokojem się temu przygląda. Wszyscy usadowili się na kanapie i krzesłach, które stały naprzeciwko łóżka.
- Jak to się stało?- zapytał w końcu Liam.
- Sorry stary, ale nie będę ci tego tłumaczył, trzeba było uważać na lekcjach biologi.- wypaliłem, a to oczywiście nie mogło się obejść bez fali śmiechu, która przeszła po pomieszczeniu.
- A tak na serio?
- Samo wyszło.- odezwała się Mel.
- Czyli co? Jesteście jakby razem?- zapytała El, a my zgodnie pokiwaliśmy głowami.- Jak długo to trwa?
- To zależy. Oficjalnie to jakieś 10 minut, a nie oficjalnie to jakieś 17 miesięcy z przerwami.- odpowiedziałem.
- Dlaczego nie powiedzieliście nam, że jesteście parą?
- Bo nią nie byliśmy siostrzyczko.
- Ja już naprawdę nic nie rozumiem.- westchnął Zayn.
- Ok. To jest trochę skomplikowane. Pamiętacie jak  wysłaliśmy was do lasu w ramach zemsty?- zapytałem.
- Tak.
- Wtedy się to zaczęło. Szczerze rozmawialiśmy i jakby zawarliśmy układ.
- Układ?- dopytywał się Louis.
- Tak. Zostaliśmy przyjaciółmi z bonusami. Wiecie, jak w tym filmie z Timberlake'iem i Kunis.- tłumaczyłem.- Ale zamiast układu wyszło nam coś bardziej jak związek w ukryciu.
- W dniu kiedy Issie została poczęta, rozeszliśmy się. Wtedy byłą przerwa na Mark'a i Ivy.- mówiła Mel, czerwieniąc się lekko.
- I tego dnia, którego oni prawie was zdradzili, wy do siebie wróciliście?- zapytał Harry.
- Yeap.- przytaknąłem.
- Widzisz Charls, mówiłem, że słyszałem krzyk Mel w nocy.- powiedział, zwracając się do brunetki, na co reszta się zaśmiała, na mojej twarzy pojawił się uśmiech, a rumieniec na twarzy mojej dziewczyny, pogłębił się, kiedy spuściła wzrok na Issie.
- I co było dalej?- zapytała Perrie.
- Później żyliśmy sobie z tym naszym układem, nie świadomi tego, że zostaniemy rodzicami.- odezwała się Mel.- Pamiętacie jak zemdlałam? Wtedy się dowiedziałam. Postanowiłam zniknąć, zanim ciąża będzie widoczna.
- Ale dlaczego?- dopytywał się Liam.- Kochałaś go, on kochał ciebie. Dlaczego mu nie powiedziałaś.
- Sama nie wiem. Po prostu jak dla mnie dziecko tylko przeszkadzałoby mu w karierze i myślałam, że tak będzie lepiej.
-  Dobra, może nie jesteście typową parą, ale świetną i macie piękną córkę. Nie roztrząsajmy tego co było i żyjmy dalej.- powiedziała Charlie, uśmiechając się do nas.
- To jak oznajmisz o tym fanom?- zapytał Zayn.
- Nie jestem pewny. Najpierw pogadam z Paul'em. Nie zamierzam się tym teraz martwić. Teraz muszę wymyślić jak powiem o tym mamie, tak żeby mnie nie zabiła.
- Spokojnie, jak tylko zobaczy Issie, to o wszystkim zapomni.- skwitowała Danielle, a ja się uśmiechnąłem, bo to była rzeczywiście prawda.
- To co zamierzacie?
Spojrzałem na Mel, łącząc nasze dłonie, a później na Issie i uświadomiłem sobie jakie szczęście mam.
- Będziemy żyć dalej, każdym dniem i nie będziemy się przejmować przyszłością.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Więc takim o to akcentem kończę bloga.
Będę szczera.
Zakładając bloga chciałam podszkolić swoją ortografie, bo jedna dziewczyna mi to poradziła, miałam pomysł, więc pomyślałam, czemu nie?
Nie sądziłam, że będę miała tyle wyświetleń, ani tego, że na serio doprowadzę go do końca.
Dziękuję za wszystkie komentarze i za to że ze mną byliście.
Wiem, że ta historia nie jest idealna, ale była pierwsza, a ja dopiero kształcę swój styl pisania.
Dlatego też zapraszam na moje dwa nowe blogi:
http://gemmastylesfriend.blogspot.com/
http://this-is-impossible-to-love-me.blogspot.com/

Dziękuję!
Jutro dodam Epilog.

10 komentarzy:

  1. AWW ale mam pod jare aż uśmiech mi nie schodzi z twarzy ta historia była cudowna strasznie mi sie podobała aż mi smutno że już jutro dodasz epiloga i kończysz tego bloga ale to był zajebosty blog masz talent dziewczyno :)
    Gabrysia :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej ♥! Nie mgę uwierzyć, że ta historia się już skończyła :(
    Pamiętam jak natknęłam się na Twój komentarz na blogu Clare (o Niallu i Des) i postanowiłam odwiedzić Twój profil na bloggerze. Weszłam na Twojego bloga i przeczytałam ostatni rozdział. :)
    Była wtedy zima. Pamiętam , że Melisa i Niall wyszli rano, dobrze się bawili na śniegu i wgl a potem cali przemoczeni wrócili do domu. Następnie się rozchorowali. :)
    Po przeczytaniu tego rozdziału wchodziłam na Twojego bloga parę razy dziennie w oczekiwaniu kolejnego. ♥
    Z czasem przeczytałam tę historie od początku.♥
    Byłam pod wrażeniem pomysłu na tę historię. ♥
    Z czasem pokochałam do obłędu koleje losów Melisy i Nialla. ♥
    Ten blog jest wspaniały! ♥♥♥
    To jak to rozegrałaś było cudowne! ♥
    Bardzo się ciesze, że nie przerwałaś pisać tej historii w połowie co ma w zwyczaju większośc bloggerek :)
    Cieszę się, ze tak potoczyły się losy Mels i Nialla ♥
    Jestem bardzo szczęśliwa, ze Niall jednak się dowiedział o dziecku ♥
    Szczerze mówiąc nie brałam pod uwagę innego zakończenia :)
    No cóż mogę jeszcze powiedzieć? :)
    Będzie mi brakować tej historii :(
    Bardzo się z nią zżyłam:(
    Jest ona jedną z najlepszych jaką czytałam♥
    Dobrze, że mogę czytać dwa pozostałe Twoje blogi ;*
    No to kochana do epilogu! ♥♥♥
    Pozdrawiam! ♥♥♥

    PS. Twój styl pisania jest wspaniały! ♥ Świetnie się czyta Twoje prace! :) Dziękować Tej dziewczynie, że Cię podkusiła na pisanie tego bloga. No i oczywiście Tobie, że uległaś pokusie ♥

    PSS. Przepraszam za tak długi komentarz. Ale chciałam napisac coś na koniec. Mam nadzieję, że nie zanudziłam Cię to moją małą ''recenzją''. ♥

    Do epilogu! ♥
    Dalej do mnie nie dociera, że to już koniec tej historii ;cc
    No ale oś się zaczyna, a cos kończy ;cc
    Takie życie :(

    Pozdrawiam i życzę weny ♥
    Oraz życzę powodzenia w nowej szkole! ♥
    Wieżę w Ciebie! Dasz sobię tam radę kochana! ♥♥

    Zapraszam do siebie:
    http://come-back-to-me-eff.blogspot.com/
    ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boże!
      Dziękuję za taki dłuuuuuuugi komentarz :D
      Też się cieszę, że jednak dałam się namówić do tego bloga i że udało mi się go skończyć.
      Dzięki :*

      Usuń
  3. O matko, o matko, o matko!!!!! Dlaczego to już epilog?????? Dlaczego nie chcesz pisać drugiej części??? Chyba, że chcesz, ale nic nie mowiłaś ... Nie no tak mo smuuuutno, że to już koniec. Gabrysia ma rację, był zajebisty!! A twoje pozostałe blogi tylko utwierdzają w przekonaniu, że masz meeeeega talent!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż to jest definitywnie koniec tego bloga, chyba że jakimś cudem jeszcze mnie natchnie, ale myślę, że ta historia nie potrzebuje już nic więcej.
      Dzięki :*

      Usuń
  4. aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa
    nie mogę uwierzyć
    jak zwykle świetny

    OdpowiedzUsuń
  5. O mój boże!!!!!!
    NARESZCIE SĄ RAZEM! TAK DŁUGO NA TO CZEKAŁAM.
    Czy tylko ja jak to czytałam wyłam jak bóbr?!
    Nie wierzę, że to już koniec. Pierwsze ff, które zaczęłam czytać, jest z moim słoneczkiem w roli głównej i jest moim ulubionym się kończy?!! Nie mogę w to uwierzyć. NO ale cóż, wszystko dobre kiedyś się kończy. (lub coś w ten deseń xd)
    Mam nadzieję, że coś cię natchnie i będzie druga część.
    Naprawdę dziękuje ci za te opowiadanie! KOCHAM CIĘ!!! ♥♥♥♥♥
    @mysweetiejade

    OdpowiedzUsuń
  6. Szkoda, że to już koniec:(
    Napisz 2 cześć, proszę;)

    Powodzenie w szkole:)

    P.S. Podziękuj ode mnie koleżance, która ci poradziła założenie bloga:*

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiedziałam, że się wszystko ułoży, w końcu musiało ;d //@annxdd

    OdpowiedzUsuń