- Ja ci mówię, że to on zabił.
- Nie, nie wygląda na takiego. Ja tam myślę, że to ta blondynka.
- Nie ma opcji, za słaba jest.
- Żebyś się nie zdziwił.
- Cii... Zaraz zobaczysz.
Oglądaliśmy film od prawie 2 godzin i oczywiście przegadywaliśmy się w każdej możliwej sprawie. Leżałam z głową na kolanach Niall'a. Mieliśmy dzisiaj trochę leniwy dzień i w sumie każdy robił co innego.
- Ej! My to oglądaliśmy.- krzyknął blondyn w stronę naszych przyjaciół, którzy pojawili się w salonie i wyłączyli nam telewizor.
- Teraz się nie dowiemy kto zabił!
- Trudno.- powiedział Harry.
- My wyjeżdżamy już za chwilę, a wy jutro wylatujecie do Irlandii, więc teraz jest czas prezenty.- zapiszczała Perrie.
- Jakie prezenty?! Przecież umawialiśmy się, że nic nie kupujemy.- podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Spokojnie, mamy jeden wspólny prezent.- wszyscy usadowili się na kanapach.
- Wspólny?- dopytywał się blondyn.
- Wspólny. Dla ciebie i Melisy. Proszę.- Eleanor podała nam dość doże prostokątne zielone pudełko obwiązane zieloną wstążką. Popatrzyliśmy na siebie z Niall'em niepewnie, a zaraz po tym nasze spojrzenia utkwiły w pakunku. Chyba trochę się baliśmy tego co możemy tam zastać.
- No otwórzcie.- poganiały nas dziewczyny.
Rozwiązałam powoli wstążkę, a Niall zdjął wieko.
- Album?- zdziwiłam się. Tym prezentem okazał się być duży, ciemnobrązowy album na zdjęcia.
- Zobaczcie do środka.- nakazała Charlie. Wyjęłam przedmiot z pudełka, które blondyn położył obok siebie na kanapie. Przewróciłam pierwszą stronę, potem kolejną, i kolejną, i kolejną, i tak doszłam do końca. Na każdej kartce albumu, znajdowały się po dwa zdjęcia, zdjęcia moje i Niall'a, w różnych sytuacjach, jak się kłóciliśmy, jak spaliśmy, jak razem graliśmy na gitarze, jak bawiliśmy się z Lux, jak go czesałam, jak oglądaliśmy film, jak Niall wrzuca mnie do wody, a później się chlapiemy i wiele, wiele innych. Nawet nie wiem, kiedy robili nam te zdjęcia. Przez cały czas, podczas kiedy my przeglądaliśmy prezent, panowała kompletna cisza.
- I jak? Podoba się?- odezwały się w końcu dziewczyny.
- Bardzo i strasznie dziękujemy.- uśmiechnęłam się do nich.- To na serio świetny prezent, tylko nie za bardzo rozumiem co on ma znaczyć.
- Wiedziałam.- Eleanor, aż poderwała się z miejsca z zadowolenia i zaczęła "tańczyć" jakieś dziwne coś, przez co my wszyscy zaczęliśmy się z niej śmiać.
- To po co dałyście nam taki prezent?- zapytał Niall, kiedy się opanowaliśmy.
- Tak jakoś...
- Oj, po prostu cieszcie się prezentem, a nie doszukujcie drugiego dna.- wtrąciła się Pezz.
- Ok.- odłożyłam album na stolik, aby zaraz po tym na moich kolanach pojawiła się kolejna paczka.
- A to co?
- A to moja droga Meliso jest kolejny prezent wspólny dla ciebie i Horan'a, ale tym razem od facetów.
- Jeśli wybierał to Harry, to ja nie chcę tego otwierać.- odłożyłam pudełko na kolana blondyna, który szybko pozbył się wieka z pudełka. Nie zaglądałam do środka, patrzyłam tylko na twarz Niall'a, z której obecnie nie potrafiłam nic wyczytać, on po prostu wgapiał się zawartość pakunku i nic. Z ciekawości postanowiłam w końcu dowiedzieć się co takiego chłopaki nam sprezentowali.
- Czyli jednak Harry.- zaśmiałam się.
- Ale dlaczego ja?- oburzył się.
- Bo tylko ty mógłbyś wybrać coś takiego.- powiedziałam, wyjmując z pudełka komplet czarnej, można by powiedzieć, że seksownej bielizny i pokazałam go wszystkim. Dziewczyny zaczęły się chichrać pod nosem. - To jak, mam rację? To ty wybierałeś?- chłopaki zgodnie pokiwali głowami.- Wiedziałam.
- To na wypadek, jakby się wam nudziło w tej Irlandii. No wiecie.- Louis poruszył znacząco brwiami.
- Pod czujnym okiem mojej mamy i wścibskim Greg'iem? W 100%.- powiedział sarkastycznie Niall, który w końcu powrócił do świata żywych.
- Tego już nie wzięliśmy pod uwagę.
- Spokojnie chłopaki, nie zmarnuje się. Na pewno zrobimy z niej użytek.- powiedziałam pewna swoich słów i ten zabieg mi się udał, co można było wyczytać po zaskoczonych minach naszych przyjaciół, jedynie Niall, który zna mnie już na tyle dobrze, że wie o co mi chodzi, śmieje się pod nosem.
- Nie w Irlandii, to w Londynie. Jak będzie się nam nudzić, to skorzystamy.- blondyn dołączył się do mojej zabawy, obejmując mnie ramieniem. W pokoju panowała taka cisza, że jakbyśmy mieli zegar, to pewnie można by było usłyszeć jago tykanie, dodatkowo ich miny...to było coś. Zerknęłam na Horan'a, który już tak samo jak ja ledwo powstrzymywał się od wybuchnięcia śmiechem, pech chciał, że on w tym samy momencie popatrzył na mnie. Jedno nasze spojrzenie, i od razu oboje zaczęliśmy się śmiać.
- Dlaczego wy wszystko co powiemy bierzecie na poważnie? Powinniście się w końcu nauczyć.
- Po za tym, jak już dajecie nam taki prezent, to jak oznajmiamy wam, iż z niego skorzystamy, to nie powinniście być zaskoczeni.
- Wy macie po prostu dar przekonywania.- powiedziała Danielle.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Jedźcie ostrożnie.- powiedziałam do naszych przyjaciół, kiedy wsiadali do samochodów, ustawionych obok siebie na podjeździe.
- Będziemy. Miłego lotu do Irlandii.- Danielle posłała szeroki uśmiech w moją i Niall'a stronę.
- Do zobaczenia za niedługo!- krzyknęła Charlie przez okno, kiedy samochód Harry'ego ruszył z podjazdu jako pierwszy. Zaraz po tym zastaliśmy z Niall'em sami.
- Chodźmy, bo się jeszcze raz pochorujemy.- zaśmiał się blondyn, obejmując mnie ramieniem.
Weszliśmy do środka domu, ściągnęliśmy kurtki i buty i z powrotem zalegliśmy na kanapie.
- Myślę, że pora na kolację.- odezwałam się, odwracając głową od telewizora w stronę chłopaka.
- A na co masz ochotę?
- Na kanapki al'a Horan.- powiedziałam z niewinnym uśmiechem na twarzy, co wywołało śmiech u Niall'a, ale posłusznie podniósł się ze swojego miejsca i ruszył w kierunku kuchni.- Dziękuję!- krzyknęłam za nim, rozsiadając się wygodniej na sofie. Złapałam za pilota, który leżał na stoliku i zaczęłam przełączać po kolei kanały. Nie zgadniecie! Nic a nic nie leciało właśnie w TV... Znaczy leciało, ale to nie było nic godnego mojej uwagi. Nienawidzę jak to się dzieje. Przeszłam już około 120 kanałów i nic nie znalazłam... ale jak to się mówi, głupi ma zawsze szczęście. Mój ukochany serial z dzieciństwa, to to czego mi było teraz trzeba.
Przyjaciele. Ogarnijcie to! I do tego to maraton od pierwszego odcinka! Normalnie uwielbiam dzisiejszy dzień. Ten serial to pół mojego dzieciństwa. Ba! Nawet większe pół. Nie wiedziałam, że to jeszcze puszczają w telewizji. Ale w sumie to nie ma co się dziwić... W końcu to epicki serial i arcydzieło wszech czasów.
- Co cię tak cieszy?- zapytał Niall, który wyraźnie był rozbawiony sytuacją, którą zobaczył. Otóż troszkę mnie poniosło. Zaczęłam skakać po kanapie i śpiewać piosenkę z czołówki. I'll be there for you. Kojarzycie? Na pewno! Cóż w każdym bądź razie musiało to wyglądać zabawnie w połączeniu z moim dziwacznym tańcem szczęścia. Chociaż zazwyczaj bym się zawstydziła, albo zezłościła na niego, że się ze mnie śmieje, to w tym momencie buchało ze mnie tyle radości, że nie potrafiłabym tego zrobić. W zamian za to zeskoczyłam z kanapy i wskoczyłam na Niall'a, który dzięki Bogu ma refleks.
- A gdzie moje kanapki?- zapytałam z wyrzutem, patrząc na blondyna, który podtrzymywał mnie za tyłek, w czasie, kiedy owinęłam nogi wokół jego bioder, a ręce splotłam na jego karku.
- W kuchni.- powiedział, całując czubek mojego nosa, co spowodowało u mnie cichy chichot. No może nie cichy, ale mniejsza z tym.
- To leć po nie i wracaj oglądać ze mną najlepszy serial wszech czasów!- zaśmiałam się zeskakując z niego.
- Jeśli nie masz na myśli Przyjaciół, to nie mamy o czym gadać!- krzyknął wchodząc do kuchni.
- To przerażające!
- Ale, że co?!
- Ile rzeczy nas łączy.
- A jednak!- krzyknął, na co ja się zaśmiałam.
Wróciłam na sofę i pogłośniłam TV. Właśnie się zaczynało. Niall szybko pojawił się w salonie z talerzem po brzegi zapełnionym kanapkami i usiadł obok mnie na kanapie.
- To... Komu zawsze shipowałeś?!- zapiszczałam, podniecona tym, że Horan uwielbia ten sam serial co ja.
- Przecież to oczywiste, Rachel i Ross.- zaśmiał się, przedrzeźniając moją wcześniejszą wypowiedź. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i lekceważąc to, że się ze mnie poniekąd naśmiewał, rzuciłam mu się na szuję.
- Ja cię normalnie kocham!- znowu zapiszczałam i szybko cmoknęłam go w usta, po czym wtuliłam się w niego, rozkładając wygodnie na kanapie, wzięłam sobie jedną z kanapek i pogłośniłam telewizor. Zerknęłam na blondyna, który cały czas był wyraźnie rozbawiony moim zachowaniem, ale uważnie oglądał serial. Uśmiechnęłam się pod nosem i zwróciłam swój wzrok z powrotem na ekran telewizora.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- I koniec.- przeciągnęłam się, podnosząc głowę z ramienia blondyna, kiedy maraton się skończył, a na ekranie widniały napisy końcowe.- Lecę na górę.
Nie dając Niall'owi szansy na odpowiedź popędziłam do swojego pokoju. Rozejrzałam się po nim. Pod ścianą już stała moja walizka, w której były rzeczy zarówno moje jak i Niall'a, gdyż stwierdziliśmy, że na parę dni nie trzeba nam całej dużej walizki ubrań i w dwójkę spokojnie się zmieścimy do jednej, plus miałam pewność, że chłopak spakuje się wcześniej, a nie będzie szukał swoich bokserek na ostatnią chwilę... W oczy rzuciło mi się zielone pudełko, które wcześniej tu przyniosłam i które teraz było moim celem. Chwyciłam je w dłonie, ściągając wieko i wyjęłam jego zawartość. Weszłam do łazienki i zaczęłam się rozbierać. Związałam włosy w wysokiego koka, żeby ich nie zmoczyć i szybko wskoczyłam pod prysznic, który swoją drogą nie trwał długo. Wysuszyłam się i nałożyłam balsam, po czym założyłam na siebie bieliznę, którą sprezentowali nam chłopcy. Włosy rozpuściłam, rozczesałam i lekko zmierzwiłam dłońmi. Wyszłam z łazienki i zerknęłam do ogromnego lustra, które stało w moim pokoju. Cóż moje odbicie wygląda dość seksownie, mam nadzieję, że ja też. W samej bieliźnie wyszłam z mojego pokoju i ruszyłam do pokoju blondyna. Drzwi były otwarte, oparłam się lekko o framugę i przyglądałam chłopakowi, który stał przy komodzie i czegoś szukał, oświetlony jedynie światłem pochodzącym z lampki nocnej, która stała na stoliczku obok łóżka . Blond włosy miał pozostawione w nieładzie, co dodawało mu sporo uroku. Czarne rurki lekko opinały jego szczupłe nogi, a umięśnione ramiona i lekko zarysowany tors świetnie prezentowały się bez koszulki. Odchrząknęłam, żeby zwrócić na siebie uwagę blondyna. Jego wzrok od razu spoczął na mojej twarzy, żeby zaraz po tym zjechać niżej, dokładnie pochłaniając każdy skrawek mojego, prawie nagiego ciała.
- Wow.- powiedział, wypuszczając powietrze ze świstem. Zaśmiałam się cicho i zaczęłam iść w jego stronę, bardzo powoli i chyba starałam się być uwodzicielska, chociaż w sumie sama nie wiem co chodziło mi po głowie. Przy Niall'u nie myślałam za wiele, po prostu działałam instynktownie.- Co robisz?
- Pomyślałam, że szkoda, żeby taki fajny prezent się zmarnował.- powiedziałam, przejeżdżając dłonią wzdłuż jego nagiego torsu, patrząc mu prosto w oczy, w których widniały iskierki pożądania. Mogę się założyć, że mój wzrok wyrażał w tym momencie to samo.
- Też tak uważam.- wyszeptał w moje usta, po czym wpił się w nie, przyciągając mnie jednocześnie do siebie jeszcze bliżej. W momencie, kiedy jego ciepła dłoń wylądowała na moich plecach, ja wplotłam swoje dłonie w jego włosy, ciągnąc lekko za ich końce. Nasze pocałunki były zachłanne i przepełnione namiętnością, języki toczyły zajadłą walką, a ciała aż wrzały z gorąca. Ręce Niall'a zsunęły się na moje pośladki, podnosząc mnie lekko. Oplotłam swoje nogi wokół bioder chłopaka, cały czas nie przerywając pocałunków. Blondyn powoli pokonywał drogę do łóżka, schodząc jednocześnie pocałunkami na moją szyję i dekolt, zostawiał na moim ciele mokre ślady, które sprawiały mi ogromną przyjemność. Chłopak delikatnie położył mnie na białej pościeli i zawisł nade mną. Patrzyliśmy sobie w oczy, w których cały czas tkwiło pożądanie. Na utach chłopaka, widniał delikatny uśmiech, zresztą tak samo jak na moich. W czasie, kiedy dłonie Niall'a spoczywały po obu stronach mojej głowy, podtrzymując go nade mną, moje spoczęły na jego klatce piersiowej, kreśląc na niej palcami wzory.
- Będę musiał podziękować Styles'owi. Ma oko do bielizny. Tylko wielka szkoda, że za chwilkę się jej będę musiał pozbyć.- zaśmiałam się na słowa blondyna, ale on szybko zamknął moje usta swoimi. Nasze języki ponownie zaczęły ze sobą walczyć. Lewa dłoń blondyna wślizgnęła się pod moje plecy, żeby po chwili uwolnić moje piersi od górnej części bielizny. W czasie kiedy moje dłonie siłowały się z guzikiem od spodni Niall'a, jego dłoń pieściła moje piersi, pobudzając moje zmysły jeszcze bardziej. Blondyn pomógł mi zsunąć z siebie spodnie razem z bokserkami, które wylądowały na ziemi. Chłopak ponownie zjechał pocałunkami na moją szyję, a później piersi, jednocześnie pozbywając się ostatniej części mojej garderoby. Kiedy Niall chciał już we mnie wchodzić, powstrzymałam go, przerywając pocałunek.
- Nie kochanie. Tym razem to ja chcę być na górze.- uśmiechnęłam się zadziornie, po czym przewróciłam zaskoczonego jeszcze Niall'a na plecy, siadając na nim okrakiem. Kiedy już we mnie wszedł, zaczęłam poruszać biodrami, a dłonie blondyna, spoczywające na moich biodrach mi w tym pomagały. Z każdą chwilą moje ruchy stawały się szybsze i intensywniejsze. Moje mięśnie zaczęły się napinać, co mogłam dostrzec również na ciele chłopaka. Doszliśmy niemalże w tym samym momencie. Oparłam czoło o klatkę piersiową Niall'a, próbując podobnie jak on ustabilizować swój oddech, który teraz był mocno przyśpieszony. Podniosłam głowę, żeby móc spojrzeć na twarz blondyna, na której rysował się delikatny uśmiech. Złączyłam swoje usta z jego ustami na krótką chwilę.
- Dziękuję.- wyszeptałam w jego wargi, po czym ponownie je pocałowałam.
- Nie, to ja tobie dziękuję.- uśmiechnął się szeroko, ukazując szereg białych zębów.- I będę na serio musiał podziękować Styles'owi.- po tych słowach obrócił nas tak, że ponownie to on był nade mną. Uniósł powoli moją lewą nogę i położył ją na swoim ramieniu.
- Co robisz?- zapytałam z uśmiechem na twarzy. Niall uśmiechnął się uwodzicielko, ponownie we mnie wchodząc.
- Teraz moja kolej kochanie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Czy my zawsze musimy się spóźniać?- wywróciłam oczami, opadając na fotel w samolocie.
- Przecież się nie spóźniliśmy.- zauważył Niall, zajmując miejsce obok.- A po za tym, to po tak upojnej nocy nie ma co się dziwić, nie sądzisz?- To już wyszeptał do prosto do mojego ucha, powodując nagły przypływ krwi do moich policzków.
- Zamknij się i daj mi jedną słuchawkę.- blondyn posłusznie dał mi jedną ze swoich słuchawek, ja ją szybko włożyłam do ucha i oparłam głowę o jego ramię. Na samolot zdążyliśmy w ostatniej chwili, bo oczywiście zaspaliśmy i gdyby nie telefon od Prestona to spalibyśmy jeszcze dłużej. Ale nie żałuję, dla takich doznań, jakie wczoraj przeżyłam, to mogłabym nawet spóźnić się na ten lot. Zdenerwowana trochę jestem, bo mam poznać rodzinę Horan'a i to mnie stresuje.- A co jak mnie nie polubią?- zapytałam, kiedy byliśmy już w powietrzu.
- Mel daj spokój. Pokochają cię.- blondyn uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco.
- A jak nie?
- Zaufaj mi. Będzie dobrze.- objął mnie ramieniem, a ja położyłam głowę na jego torsie.
- Ufam ci.- wyszeptałam, zamykając oczy i odpływając do krainy Morfeusza.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wyjście z gmachu lotniska na całe szczęście minęło spokojnie, to znaczy zaczepiło nas parę fanek, ale znając ich możliwości to było nic. Niall zaczął się rozglądać po parkingu, w poszukiwaniu swojego brata, który miał nas odebrać z lotniska.
- Może was gdzieś podwieźć?!- usłyszeliśmy męski głos zza naszych pleców. Oboje odwróciliśmy się w stronę, z której pochodził. Moim oczom ukazał się dość wysoki szatyn, o niebieskich oczach i szerokim uśmiechu na twarzy, oparty o czarnego land rover'a, dokładnie takiego samego jak ma Niall.
- Greg!- usłyszałam krzyk Niall'a, a już po chwili blondyna nie było obok mnie, był za to w braterskim uścisku ze swoim bratem.
- Siema młody.- zaśmiał się szatyn, mierzwiąc włosy blondyna. Wyglądali naprawdę uroczo, widać że się kochali. Nie chciałam im przerywać tej wzruszającej chwili, bo w końcu długo się nie widzieli, ale Irlandia nie szczędziła mrozu, a ja zostawiłam rękawiczki gdzieś na dnie walizki. Odchrząknęłam lekko, czym skutecznie zwróciłam na siebie uwagę braci.
- A no tak!- blondyn uderzył się z otwartej dłoni w czoło, co spowodowało śmiech u mnie i starszego Horan'a. Niall podszedł do mnie i chwytając w jedną rękę walizkę, a drugą kładąc u dołu moich pleców, podszedł z powrotem do szatyna, tyle, że tym razem ze mną.- Mel, to jest Greg, mój starszy brat. Greg to jest Melisa, moja...
- Dziewczyna. Miło mi cię poznać Mel.- szatyn wyrwał się, nie dając dokończyć Niall'owi zdania. Uścisnął moją dłoń, po czym poklepał brata po plecach.- No młody, śliczną masz tą dziewczynę.
- Mi też cię miło poznać Greg.- zaśmiałam się.- Ale muszę cię rozczarować, nie jesteśmy parą.
- Nie?- widocznie był zdziwiony moimi słowami.
- Nie, jesteśmy tylko przyjaciółmi, najlepszymi, ale jednak nadal przyjaciółmi.- odpowiedział mu Niall.- A teraz wybacz, ale ja marznę i założę się, że Mel też, więc wejdźmy do auta i jedźmy już do domu.- powiedział, otwierając tylne drzwi samochodu i gestem ręki pokazał mi, żebym weszła do środka, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna, bo palce mi powoli zamarzały. Weszłam posłusznie do samochodu, a chłopak zamknął drzwi. Greg wsiadł na miejsce kierowcy, a Niall, po tym jak już włożył walizkę do bagażnika, zajął miejsce obok niego.
- Sorry za tą akcję, ale myślałem, że jak przywiózł cię na święta, to jesteście razem.- Greg posłał mi przepraszające spojrzenie w wstecznym lusterku, kiedy ruszyliśmy z parkingu.
- Spoko.- zaśmiałam się.- Swoją drogą, to jesteście do siebie bardzo podobni.
- To znaczy?
- Macie te same oczy i ten sam uśmiech, Obaj jesteście impulsywni i działacie instynktownie, a i do tego macie ten sam gust jeśli chodzi o auta. Ale jeżeli jeździsz tak fatalnie jak Niall, to ja wysiadam.
Szatyn się zaśmiał na moje słowa, a blondyn natomiast się nimi oburzył.
- Ej! Przecież nie jestem aż tak zły.- powiedział Niall, odwracając twarz w moją stronę.
- Jesteś braciszku, ale spokojnie Mel, ja jestem dobrym kierowcą w przeciwieństwie do niego.
- To się cieszę, a tak właściwie, to ile zajmie nam droga?
- Jak wszystko pójdzie dobrze, to będziemy na miejscu za jakieś niecałe pół godziny.
- Super.
Droga tak jak Greg mówił zajęła nam nie całe pół godziny, podczas którego poznałam wiele ciekawych historii z dzieciństwa Niall'a i Greg'a. Widać, że byli zgranym rodzeństwem i niezłymi łobuziakami w dzieciństwie, choć w sumie to teraz też się sporo zgrywają.
Auto zatrzymało się przed dość dużym domem rodzinnym, pomalowanym na kremowy kolor i pokrytym brązową blachą, z ogródkiem, ogrodzonym oczywiście białym, drewnianym płotkiem. Krótko mówiąc idealne miejsce do spędzania dzieciństwa. Kiedy wyszliśmy z samochodu, a Greg wziął naszą walizkę, wszyscy razem ruszyliśmy do dużych, dębowych drzwi wejściowych. Niall przepuścił mnie w drzwiach, a sam wszedł zaraz za mną. Ściągnęliśmy kurtki i buty i weszliśmy głębiej.
- Mamo, wróciłem!- krzyknął blondyn. A zaraz po tym przed nami pojawiła się niska blondynka w średnim wieku, a zaraz za nią pojawiło się parę innych osób. Chociaż "parę" to chyba za mało powiedziane, raczej sporo byłoby tu lepszym określeniem. Kobieta od razu rzuciła się na szyję swojego syna, mocno go do siebie przytulając. A zaraz po niej Niall wpadł w ramiona mężczyzny, który jak myślę jest jego ojcem, co ja gadam to musi być jego ojciec, mają te same oczy i uśmiech. To w sumie chyba cechuje męską część rodziny Horan'ów.- Siema rodzinko.- pomachał w stronę reszty zgromadzonych.
- Niall, pacanie znowu zapomniałeś!- blondyn dostał kuksańca w głowę od swojego brata, który stał obok mnie.
- Ała! Co znow...- przerwał, kiedy odwracając głowę w jego stronę, napotkał się na moją twarz.- Jezu przepraszam, jestem debilem.- Rodzinko, to jest Melisa.- wskazał na mnie.
- Dzień dobry.- uśmiechnęłam się.
- Mel, to jest moja liczna rodzinka. Mama Maura, tata Bobby, bratowa Denise, wujek Stanley, ciocia Cher, Dez, Lily, Jess, wujek Eston, ciocia Delia, Ozzy, July, Max, Mary, wujek Elbo i moja najukochańsza babcia Maggie.- mówił, wskazując mi po kolei poszczególne osoby.
- Chociaż i tak nie zapamiętałam tego co właśnie powiedziałeś, to bardzo miło mi państwa poznać i dziękuję bardzo, za zaproszenie.
- O kochanie, przyjemność po naszej stronie.- mama Niall'a podeszła do mnie i przytuliła mnie do siebie, szeroko się uśmiechając.- A teraz pewnie chcecie się odświeżyć, więc lećcie na górę, bo za pół godziny będzie obiad.
Blondyn chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą schodami na górę. Dom Miał dwa piętra plus parter, a pokój Niall'a, bo jak się domyślam do niego mnie ciągnął znajdował się na pierwszym piętrze. Doszliśmy pod białe drzwi, na których było pełno naklejek i napisów, a najbardziej w oczy rzucał się duży, zielony "Niall", co oznaczało, że się nie pomyliłam. Blondyn otworzył drzwi i wpuścił mnie przodem. Pomieszczenie było dość duże, choć w porównaniu z obecnym pokojem Horan'a, to ten był prawie o połowę mniejszy. Ściany pomalowane na zielono, dobrze współgrały z jasnymi meblami.Po prawej stronie stała duża szafa, a naprzeciwko niej, pod ścianą stało łóżko dwuosobowe, pod oknem znajdującym się centralnie naprzeciw drzwi stało biurko i krzesło obrotowe, a w rogu pokoju leżała pufa-piłka do golfa.
- No nieźle się tu urządziłeś.- powiedziałam, podchodząc do tablicy korkowej, na której poprzypinane były zdjęcia i różne karteczki.
- Ah, dziękuję.- mówiąc to teatralnie ukłonił się przede mną, na co ja wywróciłam oczami.
- Masz dość liczną rodzinę.- powiedziałam, siadając na łóżku obok blondyna.
- A to jest tylko jej część. Po za tym, słyszałaś co moja mama mówiła, im więcej ludzi, tym weselej.
- Swoją drogą, twoja mama jest bardzo miła i ładna.
- Wiem, wiem. Takiej kobiety, to ze świecą szukać. Ale spokojnie, tobie też nic nie brakuje.- poklepał mnie lekko po ramieniu, za co oberwał ode mnie w ramię.- No co?! Przecież cię skomplementowałem.- zaśmiał się.
- Ty już lepiej tyle nie gadaj, tylko pokaż mi gdzie jest łazienka.- podniosłam się z miejsca, wyciągając rękę do chłopaka, żeby pomóc mu się podnieść.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Bardzo dobrze pani gotuje. To jest naprawdę pyszne.
- Dziękuję Meliso, ale nie pani tylko Maura.- kobieta posłała mi ciepły uśmiech, który odwzajemniłam.
Rodzina Niall'a to bardzo pogodni i mili ludzie, w sumie to tacy jak on sam. A, i lubią bardzo dużo żartować.
- A tak właściwie, to jak długo jesteście razem?- zapytał tata Niall'a, co spowodowało, że zakrztusiłam się sokiem, który właśnie piłam i blondyn, który właśnie obok mnie siedział, musiał mnie poklepać po plecach parę razy.
- My nie jesteśmy parą.- oznajmił Niall, czym najwyraźniej zdziwił resztę swojej rodziny, no oprócz Greg'a, który już o tym wiedział i teraz się tylko podśmiewał pod nosem, cóż prawdopodobnie spodziewał się tego pytania i tych reakcji.
- Myśleliśmy, że skoro przywiozłeś Mel na święta, to jest twoją dziewczyną.- wytłumaczył wujek Stanley.
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi, a to, ze przywiozłem ją na święta, to jeszcze nie czyni z nas pary. Nie mogłem pozwolić, żeby spędziła święta sama.
- I dobrze zrobiłeś synku, nikt nie powinien spędzać świąt samotnie.- pochwaliła swojego syna Maura.
- To samo jej powiedziałem, kiedy się upierała, że będzie przeszkadzać.
- Przepraszam za to pytanie.- odezwał się ponownie tata Niall'a.
- Spokojnie, już się przyzwyczailiśmy do tego, że ludzie biorą nas za parę.- zaśmiałam się razem z blondynem.
- A to dlaczego?- zaciekawiła się Denise.
- Po paru dniach, a może i godzinach, sama zrozumiesz.- odpowiedział jej Niall.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zaraz po obiedzie wpadłam w ręce kuzynek Niall'a. Myślałam, że on tylko żartuje z tymi kuzynkami, ale jak się okazało, mówił prawdę. To naprawdę słodkie dziewczynki i bardzo ciekawskie w dodatku. Wypytywały mnie o wszystko, od ulubionego koloru, po pierwszy pocałunek i jeszcze dalej. Tak właściwie, to nawet mi to nie przeszkadzało.
- Mel, skoro miałaś już paru chłopaków, to może...- zaczęła niepewnie Jess.
- No śmiało, z chęcią ci pomogę jak tylko będę umiała.- uśmiechnęłam się do niej szeroko.
- No bo jest taki chłopak i on mi się podoba od bardzo, bardzo dawna i zaprosił mnie do kina i na spacer dzisiaj i co to znaczy?- wytłumaczyła, patrząc się na swoje dłonie.
- A to znaczy, że masz dzisiaj randkę i to, że cię lubi.- źgnęłam ją parę razy w brzuch.
- Naprawdę?- zapytała z nadzieją, podnosząc w końcu na mnie swój wzrok.
- Naprawdę, naprawdę. W takim razie jak ma na imię?
- Will i jest strasznie przystojny i zabawny i ma takie piękne zielone oczy.- rozmarzyła się.
- Dziewczyno, wpadłaś po uszy.- zaśmiałam się.- A tak właściwie, to na którą się umówiliście?
- Na 16.
- A jest już...- spojrzałam na zegarek na ręce Lily.- 15.05. A ty nie jesteś jeszcze gotowa?
- A powinnam?
- Oczywiście. Dziewczyno, ty masz randkę z chłopakiem, który ci się mega podoba. Chyba nie zamierzasz się z nim spotkać w zwykłych czarnych getrach, bluzie i kucyku na głowie?
- O Boże! Jasne, że nie, ale w co ja się ubiorę i jak ja się pomaluję i ...
- Ej spokojnie.- uciszyłam panikującą już brunetkę.- Zostaw to mnie. Dziewczyny, chcecie mi pomóc?- zwróciłam się do Lily, July i Mary, które też z nami siedziały w pokoju, który obecnie zajmowały. Wszystkie ochoczo pokiwały głowami.- No to zapraszam za mną.
Zabrałam dziewczyny do pokoju Niall'a, gdzie miałam wszystkie potrzebne rzeczy. Posadziłam Jess na krześle przy biurku i zaczęłam wyjmować wszystkie moje kosmetyki oraz lokówkę z plecaka.
- Po co ci tego tyle?- zapytała Mary, wyraźnie zdziwiona, zresztą jak pozostała trójka.
- Jestem wizażystką i pracuję dla One Direction. I choć sama nie używam nawet połowy z tego co tu jest, to i tak je ze sobą zabieram, to takie moje dziwactwo, po za tym to mam siostrę, więc może to takie moje przyzwyczajenie.- wytłumaczyłam.- A teraz usiądź wygodnie i zamknij oczy.- zwróciłam się do Jess, która posłusznie zrobiła to co jej kazałam.
W czasie, kiedy ja nakładałam na twarz brunetki podkład, puder, kredkę, tusz i błyszczyk, reszta dokładnie przyglądała się moim ruchom. Zaraz po tym zabrałam się do robienia lekkich fal na prostych włosach Jess, a na całe szczęście miała włosy podatne na układanie, więc zajęło mi to nie całe piętnaście minut.
- No gotowe.- powiedziałam zadowolona, przyglądając się twarzy brunetki. Nie robiłam jej mocnego makijażu, bo i bez niego wyglądała ślicznie.- Możesz się przejrzeć.
Jess wyszła z pokoju na korytarz, gdzie wisiało dość duże lustro. Ja w tym czasie podeszłam do walizki i wyjęłam z niej granatową sukienkę, pokrytą kwiatową siateczką, z rękawami 3/4 , wcięciem w tali, przez co wyglądała na lekko rozkloszowaną, która mi sięgała jakieś 25cm za kolano, więc brunetce będzie sięgać lekko za kolano.
- Melisa, jesteś niesamowita, wyglądam ślicznie.
- I bez tego jesteś śliczna, ale cieszę się, że ci się podoba. Trzymaj.-podałam granatowy materiał do ręki dziewczyny.- Mam nadzieję, że masz czarne rajstopy.
- Mam, ale to twoja sukienka i ...
- Nie marudź, jestem przekonana, że będziesz w niej wyglądać ślicznie, a ja mam mnóstwo sukienek.
- Ale ja...
- Siedź cicho Jess i idź się szybko przebierz, bo zostało ci jeszcze tylko 10 minut.- kolejny raz przerwałam brunetce, wypychając ją wręcz z pokoju. Odwróciłam się na pięcie stając twarzą w twarz z trójką uśmiechniętych nastolatek.
- Wiesz Mel, może masz 18 lat...- zaczęła Lily, ale jej przerwałam.
- Prawie 19.
- No dobrze. W takim razie, może masz te prawie 19 lat, ale zachowujesz się czasami jak nastolatka.- zaśmiały się wszystkie trzy.
- W sumie to nie dziwię się, ze znaleźliście z Niall'em wspólny język, on też się czasami zachowuje jak dzieciak, a ma już 20 lat.- wtrąciła July.
- Taki nasz urok.- wzruszyłam ramionami, niewinnie się przy tym uśmiechając.- Dajcie to Jess jak wyjdzie z łazienki, a ja w tym czasie zejdę na dół.- powiedziałam, podając Mary długi, czarny wisiorek z sercem.o
- Jasne.
Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół do salonu, który okupywany był przez panów.
- Cześć.- Niall posłał mi szeroki uśmiech, jak tylko mnie zobaczył.
- Hej.- odwzajemniłam uśmiech, siadając mu na kolana.
- I jak tam?
- A dobrze, ale jak mówiłeś, że twoje kuzynki mnie porwą, to nie myślałam, że mówisz poważnie.- zaczęłam bawić się końcówkami jego włosów.
- Ale chyba nie było aż tak źle, co?
- Nie, wręcz przeciwnie. One są urocze.
- Denise!- krzyknął Greg, który (podobnie jak reszta obecnego towarzystwa) przyglądała się nam.- Ja już chyba zaczynam rozumieć!
- Ale, że co?- blondynka wychyliła głowę zza framugi drzwi prowadzących do jadalni, w której była damska część rodziny Horan'ów.
- No dlaczego wszyscy biorą ich za parę.- wytłumaczył wskazując na mnie i Niall'a, na co my się zaśmialiśmy.
W tym momencie usłyszeliśmy dzwonek do drzwi i Stanley od razu poderwał się ze swojego miejsca, żeby otworzyć drzwi. Ciekawe dlaczego tak ochoczo się do tego wyrwał.
- To tata Jess.- powiedział Niall, widząc moją zdziwioną minę.
- A to wszystko wyjaśnia.- zaśmiałam się, podnosząc z kolan blondyna i ruszając za Stanley'em.
- Gdzie ty się wybierasz?
- Ratować biednego chłopaka, bo Jess naprawdę na nim zależy.- odpowiedziałam na pytanie Niall'a, po czym zniknęłam w korytarzu.
Pod ścianą stał dość wysoki brunet o zielonych oczach i przestraszonej minie, która po spojrzeniu na Stanley'a, który mierzył go wzrokiem i strzelał w chłopaka pytaniami jak z armaty, wcale nie wydawała się tak dziwna. Czas wkroczyć do akcji, bo się jeszcze chłopak wystraszy i ucieknie. Podeszłam bliżej, zasłaniając swoim ciałem mężczyznę i szeroko uśmiechnęłam się do bruneta, który od razu go odwzajemnił.
- Cześć, jestem Melisa.
- Will, miło mi cię poznać.- uścisnął moją dłoń.
- Mi również. Nie przejmuj się nim, to tylko zazdrosny, nadopiekuńczy ojciec.
- Rozumiem.- oboje się zaśmialiśmy.
- Jess powinna za sekundę zejść. O, o wilku mowa.- powiedziałam, zerkając na schody, z których właśnie schodziła czarnowłosa. Chłopakowi, jak tylko ją zobaczył, to aż się oczy zaświeciły.
- Hej Will.
- Cześć Jess. Wyglądasz...WOW.
- Dzięki. Ubiorę tylko płaszcz i buty i możemy iść.
- Jasne.
Brunetka ubrała swoje czarne, krótkie emu, a Will pomógł obrać jej płaszcz (aww... jaki dżentelmen), po czym wyszli z domu. Zanim jeszcze zamknęłam za nimi drzwi, puściłam Jess oczko i pokazałam, że trzymam kciuki. Odwróciłam się na pięcie i z powrotem weszłam do salonu z uśmiechem na twarzy.
- Niall! Twoja dziewczyna przeszkodziła mi w przesłuchaniu.- wydarł się Stanley, który szedł za mną, a wszyscy zaczęli się śmiać.
- Po pierwsze, to my nie jesteśmy parą, a po drugie to wyglądał na miłego chłopaka, a Jess go naprawdę lubi. Jeszcze byś go przestraszył i by uciekł, a wtedy ona by cię chyba zabiła.- powiedziałam, ponownie siadając na kolanach Niall'a.
- Ale to moja córeczka i to mój obowiązek.- upierał się mężczyzna.- Niall, weź jej coś powiedz.- spojrzał wymownie na blondyna.
- Niall...- powiedziałam, również spoglądając na chłopaka, który jeździł wzrokiem ode mnie do swojego wujka.
- Mel ma rację Stanley, Jess ma prawie 15 lat, już nie jest małą dziewczynką, która potrzebuje twojej stałej opieki, tylko wyrozumiałego ojca.- powiedział w końcu Niall, za co dostał ode mnie buziaka w policzek.
- Mogę wam porwać Melisę?- odezwała się Denise, wchodząc do pomieszczenia.
- Jasne.- uśmiechnęłam się, podnosząc się z kolan blondyna, na które w momencie wróciłam za pomocą silnego pociągnięcia za nadgarstek. Ciepłe dłonie chłopaka od razu spoczęły na mojej tali, podtrzymując mnie.
- Nie.- powiedział chłopak, robiąc minę jak naburmuszone dziecko.- Wszyscy mi ją zabieracie, teraz moja kolej.
- Niall...- spojrzałam na niego, lekko się uśmiechając i robiąc minę jak szczeniaczek. Blondyn chwilę się mi przyglądał, próbując coś wskórać, ale w końcu i tak mi uległ.
- Ugh... No dobra, idź.- rozluźnił uścisk i przewrócił oczami.
- Dziękuję.- ponownie cmoknęłam go w policzek i ruszyłam z Denise, która najwyraźniej była rozbawiona tą sytuacją, do wyjścia z pomieszczenia.
" Oczami Niall'a "
Zaraz po tym, jak Mel zniknęła z Denise w jadalni, mi oczywiście dostał się opieprz od Stanley'a o trzymanie damskiej strony. Wyprawił mi wykład na temat ulegania kobietą i w ogóle, dlatego wolałem na razie zniknąć mu z pola widzenia. Wszedłem do kuchni, gdzie moja mama, babcia i obie ciocie popijały herbatkę.
- O czym rozmawiają moje panie?- uśmiechnąłem się szeroko, całując babcie i mamę w policzek, obejmując je jednocześnie ramieniem.
- A o wielu rzeczach.
- Czemu nie siedzisz z resztą w salonie?- zapytała ciocia Delia.
- Stanley robił mi wykład na temat nieulegania kobietom.- zaśmiałem się, siadając na blacie.
- Dlaczego?- dopytywała się mama.
- Cóż, stanąłem po stronie Melisy, kiedy przeszkodziła mu w maglowaniu tego całego Will'a.
- To wszystko wyjaśnia, mój mąż jest nadopiekuńczy.- zaśmiała się Cher, a my razem z nią.
- A gdzie tak właściwie masz Mel?- zapytała babcia.
- Rozmawia z Denise w jadalni, polubiły się.
- Tak, to naprawdę cudowna dziewczyna. Dziewczynki ją pokochały, chłopcy ci zazdroszczą, znalazła wspólny język z Denise, panowie ją polubili...
- No nie wiem co ze Stanley'em.- przerwałem mamie.
- Daj spokój, też ją lubi. A my jesteśmy nią zauroczone.
- Twój syn ma gust.- zaśmiałem się, wypinając dumnie klatę.
- Czy ty zawsze musisz żartować?
- Tak.- odpowiedziałem na pytanie Cher.
- Ale ja mówię poważnie, nie pogardziłabym taką synową.- powiedziała mama, spuszczając wzrok na swoje palce.
- O nie, nie, nie. Rozumiem podtekst. My jesteśmy tylko przyjaciółmi. Ja wiem, że Mel jest piękną i mądrą kobietą i kocham ją, ale jesteśmy przyjaciółmi, tylko przyjaciółmi. A teraz wybaczcie, ale chcę jej pokazać moje miasto.- powiedziałem, wychodząc z pomieszczenia.
- Już niedługo.- usłyszałem jeszcze ściszony głos mojej rodzicielki, ale puściłem te słowa mimo uszu.
Wszedłem do jadalni, w której siedząc przy stole Mel rozmawiała zażarcie o czymś z moją bratową, śmiały się i były tak pochłonięte swoją konwersacją, że nawet nie zauważyły, że wszedłem do pomieszczenia,
- Przykro mi, ale teraz moja kolej.- powiedziałem, chwytając szatynkę za dłoń.
- Teraz się nie wywinę, ale dokończymy tą rozmowę później.- zaśmiała się Mel, idąc za mną do korytarza, gdzie się ubraliśmy, po czym wyszliśmy na podwórko.
- To gdzie mnie zabierasz?- szatynka uśmiechnęła się do mnie szeroko, chwytając mnie pod ramię.
- Na spacer.
- Wiesz Niall, masz cudowną rodzinę.- powiedziała Mel, po chwili ciszy
- Cóż, oni też uważają, że jesteś cudowna, ale jak cię lepiej poznają, to zmienią zdanie.
- Ej!- zaśmiałem się, kiedy dziewczyna uderzyła mnie w ramię.
- Spokojnie, żartowałem, nie musisz mnie od razu bić.
- Jesteś okropny. Ale dziękuję.- powiedziała, spuszczając wzrok.
- Przestań mi w końcu dziękować.
- Nie mogę, za dużo dla mnie zrobiłeś i jestem ci strasznie za to wdzięczna.- zatrzymała się, zastępując mi drogę, przez co ja też się musiałem zatrzymać, na środku chodnika.
- Hej. Ty też dla minie wiele zrobiłaś, więc jesteśmy kwita.- uśmiechnąłem się do niej, chwytając ją za ramiona.
- A co takiego ja zrobiłam dla ciebie.- zrobiła pytającą minę.
- Jesteś przy mnie.
- Aww... Jesteś kochany.- uśmiechnęła się, przytulając się do mnie.
- Jesteś pewna? Przed chwilką byłem okropny. Jesteś strasznie niezdecydowana.- zaśmiałem się, oplatając ją swoimi ramionami.
- Oj siedź już cicho. I chodźmy dalej.- wyplątała się z mojego uścisku i pociągnęła mnie za sobą.
- A wiesz, dokąd właściwie idziesz?
- Nie.
- To zwolnij i daj mi się poprowadzić.- zaśmiałem się, nieco stopując szatynkę.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Niall...- usłyszałem głos szatynki.
- Hym?
- Daleko jeszcze?
- Nie, jeszcze jakieś 200 metrów.- powiedziałem, śmiejąc się przy tym. Usłyszałem to pytanie już jakieś 40 razy w ciągu dwóch godzin. Pomogłem Mel przejść przez kładkę, na drugi brzeg rzeki, a sam przeszedłem za nią.- To tutaj.- dziewczyna rozejrzała się wokół, z resztą tak samo jak ja. Staliśmy na brzegu rzeki w małym lasku, który cały pokryty śniegiem razem z skutą lodem wodą tworzył niesamowitą scenerię.
- Tu jest naprawdę pięknie, ale nie rozumiem, po co ciągnąłeś mnie tutaj z drugiego końca miasta.- powiedziała Mel.
- Chciałem cię tu przyprowadzić, bo to miejsce jest dla mnie bardzo ważne.- powiedziałem, opierając się o pień jednego z starych, powalonych drzew.
- W jakim sensie?- drążyła szatynka, stając pomiędzy moimi nogami, centralnie na przeciwko mojej twarzy.
- Dzięki temu miejscu poznałem czwórkę moich najlepszych przyjaciół. którzy są dla mnie jak bracia i wielu innych świetnych ludzi, a przede wszystkim ciebie.- dziewczyna odwzajemniła mój uśmiech, po czym zbliżyła się do mnie i z delikatnie pocałowała.
- Dalej nie rozumiem.
- Widzisz, zawsze jak miałem doła, to tutaj przychodziłem z gitarą i mogłem tu siedzieć godzinami, robiąc to co kocham, dużo myślałem i to właśnie tu postanowiłem iść do X-factor'a. Od tamtego momentu zawsze, kiedy jestem w domu, przychodzę tutaj chociaż na chwilę. To takie moje miejsce, które wszystko zapoczątkowało.
- Dziękuję.- powiedziała szatynka po chwili.
- Za co znowu?- westchnąłem, przyciągając Mel do siebie i przytulając do siebie.
- Za to, że mnie tu przyprowadziłeś.- wyszeptała, wtulając głowę w zagłębienie mojej szyi.- I za to, że jesteś.
- Chodź, wracamy, bo zaraz mi tu zamarzniesz.- powiedziałem, odsuwając dziewczynę od siebie na wyciągnięcie ramion, kiedy poczułem, jak się trzęsie.
- Przesadzasz. Możemy tu jeszcze trochę zostać.
- Nie, tyle wystarczy, a po za tym to zaraz się będzie ściemniać, a przed nami jakieś 2 godziny drogi, na chyba, że się pośpieszymy, to wtedy będzie to już tylko jakieś 1,5 godziny, plus zrobię ci kubek gorącej czekolady.
- W takim razie pośpieszmy się.- zaśmiała się, chwytając mnie za rękę.
Droga do domu rzeczywiście szybko nam minęła, pomimo to, że spotkaliśmy grupkę 4 fanek, z którymi zamieniliśmy parę słów i zrobiliśmy sobie zdjęcia. Te dziewczyny były bardzo miłe w stosunku do Mel i na całe szczęście nie pytały, dlaczego spędza z nimi święta, bo raczej nie umiałbym im tego wytłumaczyć. Właściwie, to powinienem coś wymyślić, bo w końcu dwa tygodnie po świętach będziemy mieli wywiad i jestem pewny, że padnie pytanie o święta, a w internecie już krąży pełno naszych wspólnych zdjęć.
- Wróciliśmy.- krzyknąłem, przekraczając próg domu.
- To dobrze, akurat na kolację.- powiedziała moja mama, wychylając się z kuchni.- Lećcie umyć ręce i siadajcie do stołu.
Oboje ruszyliśmy do łazienki, żeby umyć ręce, a zaraz po tym dosiedliśmy się do stołu, przy którym siedzieli już wszyscy. No...nie wszyscy, bo Jess jeszcze nie wróciła ze swojej randki.
- Więc Meliso, jak podoba ci się nasze małe miasteczko?- zapytała babcia w trakcie trwającego już posiłku.
- No nie wiem, czy jest ono takie małe, ale jest naprawdę urocze, ma taki urok, którego nie potrafię wytłumaczyć, a ludzie są bardzo życzliwi. W sumie to trochę przypomina mi moje dzieciństwo. Kiedy byłam mała to razem z siostrą często jeździłyśmy do dziadków, którzy mieli niewielki domek na wsi.
Kiedy Mel wypowiadała te słowa, widziałem w jej oczach cudownych, niebieskich oczach iskierkę radości. Na twarzy dalej widniały dwa różowiutkie rumieńce i szeroki uśmiech. Koczek, który zrobiła sobie rano przed wyjazdem, wyglądał, jakby przeszło przez niego tornado, co może być poniekąd skutkiem naszej krótkiej bitwy na śnieżki, ale pomimo to wyglądała uroczo, a nawet dodawał on jej takiej niewinności, którą ciężko jest u niej dostrzec. Mel wygląda na twardą kobietę, którą naprawdę ciężko jest złamać, ale trzeba ją lepiej poznać, żeby dostrzec, że pod tą obronną maską skrywa się krucha i wrażliwa dziewczyna, którą naprawdę łatwo skrzywdzić.
- Niall!- poczułem uderzenie w ramię.
- Co?- odwróciłem zdezorientowany głowę w stronę Greg'a.
- Zrób zdjęcie, zostanie na dłużej.- zaśmiał się, kiwając głową na Mel.- I pytałem czy jesz to jeszcze?- wskazał na talerz.
- Po pierwsze to po prostu się zamyśliłem, a po drugie to tak, jeszcze jem.- wziąłem do ust widelec na którym był kawałek kurczaka. a który zawisł w powietrzy razem z moją ręką, na czas, kiedy ja uparcie przyglądałem się Mel. Mój brat tylko się zaśmiał, po czym wstał od stołu i zaczął zbierać brudne talerze.
kiedy w końcu zjadłem kolację, to wziąłem swój talerz i ruszyłem do kuchni. W pomieszczeniu zastałem moją mamę, która myła talerze oraz Melisę, która je wycierała i odkładała do szafki. Obie o czymś rozmawiały, a raczej o kimś, a konkretniej to o mnie.
- Naprawdę pani współczuję. Nie wiem jak pani wytrzymuje tak długą rozłąkę z synem.- powiedziała szatynka.
- Dziękuję. I co prawda to nie jest łatwe, to nie ma tego złego co by na dobra nie wyszło.- zaśmiała się moja mama.
- To znaczy?
- To, że przyjeżdża tak rzadko bardzo nas do siebie zbliżyło jako rodzinę, a po za tym mój ukochany synek spełnia marzenia, i to z przyjaciółmi, jest szczęśliwy, a to mi jako jego matce wystarczy.
- Ooo... strasznie cię kocham mamusiu.- wtrąciłem się, zwracając ich uwagę na siebie. Podszedłem do zlewu, przy którym obie stały i włożyłem do niego talerz, po czym mocno przytuliłem mamę.
- Ja cię też, ale czy ja cię czasem nie uczyłam, że się nie podsłuchuje cudzych rozmów?
- A czy ja cię nie nauczyłem, że nie należę do najgrzeczniejszych dzieci?
- Cały czas liczę na cud.- oboje z Mel zaśmialiśmy się, kiedy mama przewróciła oczami.
W tym momencie usłyszeliśmy trzask drzwi i krzyk Jess.
- Mel!
- W kuchni.- odkrzyknęła szatynka. Po chwili w pomieszczeniu pojawiła się moja kuzynka, wyszczerzona od ucha do ucha. Czyli randka się udała.- I jak było?
- O Boże, było cudownie, on jest taki słodki i romantyczny.- rozmarzyła się.
- Widzę, że macie do pogadania, więc lećcie do salonu, a ja dokończę wycieranie naczyń.- uśmiechnąłem się do Mel, zabierając z jej rąk ścierkę.
- Naprawdę?- odezwały się wszystkie trzy na raz, spoglądając na mnie jak na kosmitę.
- Naprawdę. Co w tym takiego dziwnego?
- Bo ty nigdy nie jesteś chętny do pomocy, a zwłaszcza dobrowolnej, jeśli chodzi o gotowanie i sprzątanie.
- Uznajmy mamo, że udzielił mi się duch świąt.- zaśmiałem się.- A teraz znikajcie, zanim się rozmyślę.
- Dzięki.- Mel szybko pocałowała mnie w policzek, zanim zniknęła w salonie z Jess.
- Zmieniłeś się.- usłyszałem głos mojej mamy, po chwili ciszy, która nastąpiła po wyjściu dziewczyn.
- To źle?
- Nie.- uśmiechnęła się do mnie, podając mi kolejny talerz.- Wręcz przeciwnie. Stałeś się bardziej opiekuńczy i odpowiedzialny, zmężniałeś i to za sprawą jednej pięknej kobiety, o ile się nie mylę.
- Do czego dążysz mamo?- posłałem jej pytające spojrzenie.
- Widzę jak na siebie patrzycie, to są spojrzenia przepełnione miłością i czułością, zachowujecie się jak para, dlaczego nie spróbujecie razem? Myślę, że wyszłoby wam.
- Posłuchaj mamo, kocham Mel i zrobiłbym dla niej wszystko i wiem, że ona czuje to samo. Jest piękną i inteligentną kobietą, jest dla mnie okropnie ważna, ale przyjaźnimy się, tylko przyjaźnimy i to nam w zupełności wystarcza. Jasne, że moglibyśmy spróbować, ale żadne z nas nie czuje takiej potrzeby, a jeżeli by nam nie wyszło? Ja bym tego nie przeżył. Uwierz mi, że jestem szczęśliwy, z sprawami poukładanymi dokładnie tak jak teraz. Widzisz to.
- Tak, to właśnie ona daje ci to szczęście. Po prostu naoglądałam się za dużo romansideł i teraz bawię się w swatkę.- zaśmialiśmy się.- Przepraszam, że się wtrącam, to jest twoje życie i masz prawo robić z nim co tylko zechcesz, ale pamiętaj, jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebował rady, rozmowy albo chociażby wysłuchania, to będę tu, zawsze możesz do mnie zadzwonić.
- Wiem mamo.- wyszeptałem, przytulając ją mocno do siebie.- Kocham cię bardzo.
- Ja ciebie też syneczku, ja ciebie też.
Dokończyliśmy zmywanie naczyń, po czym mama poszła się już umyć i położyć, a ja zabrałem się za robinie gorącej czekolady. A że kucharzem najlepszym nie jestem, to trochę mi to zajęło, ale z efektu końcowego byłem zadowolony. Z dwoma kubkami parującej gorącej czekolady ruszyłem do salonu, gdzie zastałem oprócz dziewczyn, Stanley'a, który udawał, że ogląda razem z tatą, Ernest'em, Ozzy'm i Max'em mecz rugby,a tak naprawdę, to podsłuchiwał rozmowę swojej córki z Melisą. Dodatkowo na osobnym fotelu siedział Greg z Denise na kolanach i razem przeglądali jakąś książkę z imionami. Podszedłem do szatynki i podałem jej kubek, po czym usiadłem na wolnym miejscu obok niej, obejmując ją ramieniem. Dziewczyna popatrzyła najpierw na ciecz w kubku, a zaraz po tym na mnie.
- Ciekawa byłam czy dotrzymasz obietnicy.- uśmiechnęła się do mnie, za co ja cmoknąłem ja w czubek nosa.
- Ja zawszę dotrzymuję obietnic.
- Wy się naprawdę zachowujecie jak para.- zaśmiała się Denise.
- Taki nasz urok.- wzruszyłem ramionami, na co blondynka przewróciła tylko oczami, po czym wróciła do lektury, Mel do rozmowy z Jess, a ja pogrążyłem się w meczu, który akurat leciał w telewizji.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rano obudziłem się nieco po 9.30 przy pomocy budzika mojej mamy, który jest jak kogut, aż dziw, że Mel się nie obudziła, zazwyczaj to ona jest podatna na takie hałasy bardziej ode mnie, ale myślę, że wczorajszy dzień po prostu ją wykończył, po za tym to rozmawiała z Jess na pewno dłużej niż do północy, bo jak zasypiałem, to jej jeszcze nie było, ale to dobrze, bo teraz mogę na nią popatrzeć, kiedy śpi. Jest wtedy taka niewinna. Delikatna cera, lekko zaróżowione policzki, malinowe usta, czasami lekko rozchylone, a czasami ułożone w uśmiech, włosy roztrzepane po całej poduszce. Aż miło popatrzeć. Sięgnąłem dłonią do jej lewego nadgarstka, na którym znajdowała się bransoletka ode mnie. Musiała być tak wyczerpana, że zapomniała jej ściągnąć, kiedy kładła się spać. Cieszę się, że ją jej dałem, praktycznie się z nią nie rozstaje, w sumie to tylko tyle co idzie spać i myć się, ewentualnie jeszcze jak idziemy na basen. Po przywieszała do niej bardzo dużo swoich charms'ów, a ja dowiesiłem kilka swoich, przez co zrobiła się naprawdę okazała w porównaniu z pierwotną wersją, na której było zaledwie 5 czy 6 zawieszek.
- Fajna zabawa?- do moich uszy doszedł lekko zachrypnięty głos dziewczyny. Momentalnie podniosłem wzrok z bransoletki, którą bawiłem się od dobrych paru minut, do twarzy szatynki.
- Przepraszam, nie chciałem cię obudzić.
- I nie obudziłeś, już się po prostu wyspałam.- uśmiechnęła się lekko.- A tak właściwie, to dzień dobry.- powiedziała, po czym pocałowała mnie w usta.
- Dzień dobry. Mam coś dla ciebie.
- Dla mnie?- zdziwiła się, na co ja przewróciłem oczami.
- Nie. Dla Świętego Mikołaja. Oczywiście, że dla ciebie.- powiedziałem, schylając się do dolnej szuflady mojej szafki nocnej. Wyjąłem z niej małe czerwone pudełeczko i podałem je szatynce. Dziewczyna spojrzała na mnie niepewnie, potem na pudełeczko i jeszcze raz na mnie.
- Otwieraj, spokojnie, nie zamierzam ci się oświadczyć, bynajmniej nie w najbliższej przyszłości.- zaśmiałem się.
- Bardzo zabawne.- powiedziała, otwierając prezent. W momencie uśmiech na jej twarzy się poszerzył.- Kolejna do kolekcji?
- Yhym.
Melisa wyjęła z pudełeczka małą srebrną zawieszkę przedstawiającą choinkę, na której czubku była gwiazdka w postaci malutkiego brylancika, przywiesiła ją do bransoletki i zwróciła się do mnie, przytulając mnie.
- Dziękuję, jest śliczna.
- Cieszę się, że się podoba, a teraz pora wstawać, bo pomijając fakt, iż za chwilę wparuje tu moja mama, żeby obudzić nas na śniadanie, to jestem głodny.
- Jak zawsze.- zaśmiała się, ale posłusznie wstała z łóżka i biorąc ze sobą ubrania, bieliznę i kosmetyczkę, wyszła z pokoju. Podniosłem się i zaścieliłem łóżko. Z walizki wyjąłem szare dresy i białą koszulkę z bordowymi rękawami 3/4, ubrałem się i wsunąłem na nogi jeszcze skarpetki, po czym wyszedłem z pokoju i ruszyłem do łazienki.
- Mogę?- zapytałem, pukając do drzwi. Po chwili w drzwiach ukazała mi się, ubrana już Melisa z szczoteczką do zębów w ustach. Dziewczyna wpuściła mnie do środka, a ja szybko dorwałem się do szczoteczki. Kiedy już oboje byliśmy gotowi, zeszliśmy na dół, do jadalni, gdzie przy stole siedziała już większość rodziny.
- Dzień dobry wszystkim.
- Dzień dobry, siadajcie i bierzcie się za jedzenie, bo dzisiaj mamy trochę do zrobienia.- moja mama powitała nas ciepłym uśmiechem.- Mel, miałabyś ochotę, pomóc nam w kuchni?
- Z przyjemnością, może się czegoś od pani nauczę, bo moje umiejętności kucharskie są marne.- zaśmiała się.
- Nie przesadzaj, spaghetti robisz mistrzowskie.- wtrąciłem się.
- Na samym spaghetti nie wyżyjesz i przestań mówić z pełną buzią.
- Sorry. Już nie będę.
- Maura, tobie to się nigdy nie udało.- zaśmiała się ciocia Cher.
- Ale co?- zaciekawiła się Melisa.
- Zawsze upominałam go, że jak je, to nie mówi, ale on nigdy nie słuchał, a tu proszę, wystarczy twojej jedno słowo, a on... Gratuluję.
- Jesteście okropne.- powiedziałem.
- A to dlaczego?
- Obgadujecie mnie, kiedy siedzę obok.- wydąłem dolną wargę, robiąc minę zbitego psa, czym wszystkich rozbawiłem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Gdzie idziesz Niall?- zapytał tata, widząc jak podnoszę się z kanapy.
- Jestem głodny.
- Wiesz, że i tak nic ci nie dadzą.- zaśmiał się Greg.
- Tak było dawniej, teraz mam tam swojego człowieka.- wystawiłem mu język i ruszyłem w stronę kuchni, w której trwały przygotowania pełną parą do świątecznej kolacji.
- Hej.- powiedziałem, wchodząc do kuchni.
- Ubraliście już choinkę?- zapytała moja mama.
- Tak.- wyszczerzyłem się.
- A wiesz, że i tak nic nie dostaniesz, prawda?- powiedziała uśmiechnięta ciocia Delia.
- Przecież ja nic nie chcę, przyszedłem tylko popatrzyć jak sobie radzicie.- powiedziałem oskarżycielskim tonem, siadając na blat, obok stojącej przy nim Melisy, która razem z Lily dekorowała pierniczki roboty babci.
- Nie wierzę ci.
- A co tak właściwie robicie?- zapytałem, lekceważąc wypowiedź cioci.
-To co zawsze.- odpowiedziała mi Cher.
Posłałem Mel proszące spojrzenie, którego żadna z reszty kobiet w tym pomieszczeniu nie mogła dostrzec, gdyż wszystkie były pochłonięte pichceniem. Szatynka wysłała mi przepraszające spojrzenie i pokręciła głową, ale byłem nieugięty i wydąłem prosząco dolną wargę, co do reszty zmiękczyło dziewczynę. Przewróciła oczami i dyskretnie wsunęła mi dwa pierniczki w rękę. Uśmiechnąłem się do niej szeroko.
- Widziałam!- krzyknęła rozbawiona Lily, zwracając na nas wszystkie spojrzenia.
- Ale że co?- spytałem zdezorientowany.
Pomysł na ten wątek wpadł mi do głowy kiedy zamiast uczyć się do egzaminów, ja wolałam rozmyślać nad bajkami z dzieciństwa -.- |
- Nieprawda!- krzyknęliśmy równocześnie. Reszta pań z rozbawieniem się nam przyglądała.
- Widziałam, jesteście jak Yogi i Boo Boo.- zaśmiała się.
- Że kto?
- No te dwa misie z bajki. Boo Boo pomagał Yogi'emu wykradać jedzenie. Jesteście jak oni. W ogóle Mel, jak mogłaś nas zdradzić?
- Przepraszam, ale ja nie umiem patrzyć na głodnego Niall'a, to mnie przerosło, musiałam.- broniła się szatynka.
- Tylko jej nie zjedzcie, to nie jej wina, a ja bym nie przeżył bez mojego Boo Boo, umarłbym z głodu.- zaśmiałem się.
- A idź Yogi, bo przez ciebie mam kłopoty.- dziewczyna również się zaśmiała, wypychając mnie z pomieszczenia.
Wróciłem do salonu i z powrotem opadłem na moje wcześniejsze miejsce.
- Mówiłem, że ci się nie uda.- zaśmiał się Greg, a zaraz za nim reszta.
- A ja mówiłem, że mam tam swojego człowieka.- powiedziałem z uśmiechem na ustach, pokazując moją zdobycz. Zamurowało ich.
- Ona zdecydowanie za łatwo ci ulega.- tata pokręcił głową z dezaprobatą, ale był wyraźnie rozbawiony tą sytuacją.
- Bo mnie kocha.
- Słyszałam i nie kocham cię!- krzyknęła Melisa z kuchni.
- Wiem, że mnie kochasz!- odkrzyknąłem.
- O zamknij się!
- Też cię kocham!- zaśmiałem się.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kolacja była pyszna i minęła nam w przyjemnym nastroju, dużo rozmawialiśmy i śmialiśmy się. A zaraz po wielkim sprzątaniu wszyscy przenieśliśmy się do salonu z kubkami gorącej czekolady. Rozmawialiśmy, a ja przygrywałem na gitarze i uważnie przyglądałem się każdemu. Młodzież siedziała na podłodze, Denise na kolanach Greg'a na jednym fotelu, Cher i Stanley oraz Dalia i Eston na jednej kanapie, a a ja z rodzicami i Melisą, która siedziała pomiędzy mną a moją mamą, na drugiej. Szatynka miała na sobie czarne rajstopy i szpilki, ciemno-zieloną, dość krótką sukienkę z krótkim rękawem, która opinała się u góry, delikatnie podkreślając jej biust i rozszerzała się od tali w dół. W połączeniu z delikatnym makijażem i jej kasztanowymi włosami, które dzisiaj lekko pofalowała, wyglądała naprawdę pięknie, z resztą jak zawsze. Zwróciłem wzrok ponownie na jej twarz. Po jej zarumienionym policzku, powoli spływała jedna samotna łza. Momentalnie przerwałem grę i odłożyłem gitarę na bok, żeby szybko przysunąć się do dziewczyny i zamknąć ja w szczelnym uścisku.
- Hej. Co jest?
- Nic takiego.- powiedziała, odsuwając się ode mnie i spuszczając głowę w dół, szczelnie zasłaniając się włosami., tak, żebym ani ja, ani nikt inny z obecnych tu osób, które się nam przyglądały, nie mógł zobaczyć jej łez.
- To dlaczego płaczesz?- zapytałem, ujmując jej podbródek w dwa palce i zmuszając ją do popatrzenia na mnie. Szatynka popatrzyła na mnie przez chwilę w ciszy, po czym wypuściła powietrze ze świstem.
- Po prostu przypomniały mi się święta z czasów, kiedy jeszcze mój tata żył. Też zawsze po kolacji grał na gitarze i brakuje mi go.
- Przepraszam, jakbym wiedział, to...- zacząłem przestraszony, ale Melisa mi przerwała.
- Nie. To nie o to chodzi, to są miłe wspomnienia, tyle że bardzo silne emocje się z nimi wiążą i nie wytrzymałam. Wież, że uwielbiam jak grasz na gitarze i dziękuję ci za wszytko. Wam wszystkim dziękuję.- zwróciła się do mojej rodziny.- To naprawdę wiele dla mnie znaczy, że mogę spędzić święta z takimi cudownymi ludźmi, przyjęliście mnie z otwartymi ramionami jak członka swojej rodziny. Naprawdę dziękuję.
- Nie masz za co dziecko, przyjemność po naszej stronie.- powiedziała moja mama, przytulając do siebie Melisę.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Najmocniej was przepraszam :/
Przy pisaniu tego rozdziału, po prostu cały świat się sprzeciwił przeciwko mnie. Kiedy nie miałam czasu na pisanie, to było pełno możliwości, a jak już go znalazłam, to zepsułam sobie laptopa, więc nie ma za wile obrazków, bo wszystkie były na nim zapisane, a pisanie na starym kompie mojej mamy z klawiaturą, która ma ponad 10 lat i nie za bardzo chce ze mną współpracować, nie jest łatwe. Dodatkowo jutro, a właściwie to już dzisiaj mam bierzmowanie i ostatnie 9 dni to było chodzenie dzień w dzień dom kościoła, a jeszcze szkoła i w ogóle, w piątek byłam na ognisku i do domu wróciłam dopiero na ranem z dwoma narąbanymi przyjaciółkami, przy czym jedna kontaktowała, a miała jedynie głupawkę, z drugą natomiast było gorzej, bo idąc po prostej mówiła, że nienawidzi tych zakrętów... Tak więc było ciekawie, ale się przynajmniej pośmiałam. Sobota, była dziwna, bo rano byłam do spowiedzi, a resztę dnia chodziłam skacowana i nie byłam w stanie nic sensownego napisać. Niedziela to było kolejne ognisko, tym razem z koleżankami mojej mamy i ich rodzinami i pół dnia mnie nie było w domu, a później siedziałam, przy jej przyjaciółce, która tak się narąbała, że się jej film urwał i musiałam jej pilnować. Kolejnym i ostatnim powodem tego, ze rozdział się tak opóźnił i jest taki beznadziejny jest to, że nie miałam za bardzo weny.
Mam nadzieję, że mi wybaczycie i może zostawicie jakiś komentarz, dla ciebie to kilka sekund, dla mnie motywacja do dalszego pisania. Zwłaszcza, że komentarz można zostawić anonimowo :)
Jeszcze raz przepraszam i do następnego :*
Genialny, jak zawsze:D
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na nn.
Boze zajebisty z reszta jak zawsze ;* z niecierpliwoscia czekam na next / Horanowa xx
OdpowiedzUsuńCudowny!
OdpowiedzUsuńWarto było czekać.
Warto było czekać!!! Rozdział Boski zresztą jak zawsze <3
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny i czekam na next
Słodki :*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział !!! :*
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i z niecierpliwością czekam na next :)
Kate x
Wspaniały ! ♥ Czekam na kolejny ! ♥ xx
OdpowiedzUsuńO BOŻE!!!
OdpowiedzUsuńJa się nie mogę nadziwić Twojemu talentowi...
A może ty jesteś jakąś genialną pisarką podszywającą się pod zwykłą dziewczynę, która chce zdobyć internetową sławę i odnieść sukces O.o
xD
Nie no... Ale piszesz tak genialnie, że nie wiem już co na pisać :o
PO PROSTU WIEDZ, ŻE JESTEM TWOJĄ FANKĄ #1
WOW! Strasznie ci dziękuję, ale moje pisanie w porównaniu do twojego to jak popiół... Mimo wszystko jeszcze raz dziękuję za qszystkie komentarze :*
UsuńInformuję o 8 roz. na http://followyourheart-ff.blogspot.com/ ! :)x
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do Liebster Award:
OdpowiedzUsuńhttp://you-were-pregnant-tlumaczenie.blogspot.com/2014/06/liebster-award.html
Szkoda, że dopiero teraz piszę komentarz. Jak zobaczyłam, że dodałaś rozdział to zaczęłam się cieszyć jak małe dziecko XD Akcja z tą bielizną mnie rozwaliła, wiadomka, że to Hazza wybierał haha xD Ogółem rozdział jest boski, warto było czekać. Teraz należy czekać na kolejny. Mam nadzieję, że uda ci się go jak najszybciej napisać <3 ~Dżasta
OdpowiedzUsuńLepiej późno niż wcale, prawda?
UsuńCieszę się, że rozdział się podoba, a co do następnego, to chociaż go zaczęłam, to nie mam pewności, kiedy się pojawi, bo jest koniec roku i ganiam za nauczycielami, a dodatkowo w niedzielę umarł mi mój ukochany dziadziuś.
Mam nadzieję, że zrozumiecie :*
Kiedy będzie kolejny rozdział ♥ ? Bardzo proszę o odpowiedź :)
OdpowiedzUsuńRozdział najwspanialszy ! Mam nadzieje, że Niall i Melisa będą razem ! ♥
Miałam małe utrudnienia, ale je wyjaśnię w notce pod rozdziałem, który swoją drogą już się kończy pisać :) Z co do Niall'a i Melisy... to moja słodka tajemnica :*
UsuńPiszesz zajebiście
OdpowiedzUsuńZapraszam do siostry na bloga :)
http://www.music-is-my-life-xx.blogspot.com/